W mojej dotychczasowej przygodzie z recenzjami i testami nigdy nie miałem przyjemności zmierzyć się z przeciwnikiem takim jak ten. Z produktem, który w Polsce jest już niemal kultowy, który wpisał się idealnie w folklor lat osiemdziesiątych oraz był synonimem luksusu. Z przedmiotem, który upodobały sobie pewne grupy społeczne i z którymi był on także utożsamiany. Drodzy Państwo - przed wami Orient FEU03002DW zwany także Cesarskim.
Z żadną recenzją także nie miałem takich problemów jak z tą, bo pisać o legendzie na pewno łatwo nie jest. Większość osób po trzydziestce dobrze pamięta ten zegar i ma już wyrobione o nim zdanie. Nie jest on postrzegany tylko jako zwykły czasomierz ale także przez pryzmat historii i to głównie naszej Polskiej historii. W latach osiemdziesiątych orienty cesarskie były dla wielu osób przedmiotem pożądania a ich ceny jak na tamte czasy były drakońskie, gdyż niewiele osób mogło sobie pozwolić aby przeznaczyć trzykrotność średniego wynagrodzenia na fanaberię jaką był ten zegarek. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja osób wyjeżdżających za granicę. Tam, przy cywilizowanych zarobkach orient był zegarkiem ogólnodostępnym i to właśnie z tego źródła na naszym rynku pojawiło się wiele egzemplarzy. Orient cesarski stał się także charakterystyczny dla pewnych grup społecznych, a upodobali go sobie przede wszystkim “cinkciarze”, taksówkarze czy kierowcy autobusów, a często osoby po prostu “zaradne życiowo“. Nosiły go osoby, które lubiły zwracać na siebie uwagę, bo jak na ówczesne czasy jego sporego rozmiaru w połączeniu ze złotymi wskazówkami i indeksami nie dało się nie zauważyć. Ale nie tylko to spowodowało, że stał się on przedmiotem kultowym. Legendarna stałą się także trwałość jego mechanizmu, gdyż niewiele zegarków może poszczycić się działaniem bez jakiejkolwiek interwencji przez okres niemal ćwierćwiecza, a zegarki te łatwego życia nie miały o czym często świadczy stan sprzedawanych egzemplarzy na portalach aukcyjnych.
Po zakupie Armanda powoli zacząłem przebudowywać swoją kolekcję. Sprzedaż aż 5 zegarków przewietrzyła trochę moje pudełeczka w których powstały spore luki. Niestety, uzyskane środki na mocne szaleństwo nie pozwoliły a zbliżający się żubr także nie zachęcał do droższych zakupów. Stąd aktualny “cel nr 1” został odłożony w czasie - tylko dlaczego chwilowo by sobie tego czasu nie umilić? Spoglądając na puste miejsca w moich pudełeczkach zastanawiałem się czego w nich brakuje - a brakuje całkiem sporo ale przede wszystkim koloru! Już od dłuższego czasu szukałem czegoś z zielonym lub czerwonym akcentem, jednak niestety na rynku produktów takich jest jak na lekarstwo - a jeżeli już nawet się na coś sensownego trafi to kosztuje to zazwyczaj sporo. I tak szukając niedrogiego zegarka z zielonymi akcentami natrafiłem na zdjęcia orienta patelni, bo i taka potoczna nazwa do niego przywarła. Szybkie przeczesanie zdjęć w Internecie zachęciło mnie do zakupu, chociaż czwarta już generacja w wybranym kolorze okazała się póki co niedostępna. Dalsze przeglądanie dostępnych w Internecie materiałów doprowadziło mnie do recenzowanej wersji trzeciej generacji -czyli wyszło jak zawsze - szukałem zielonego a kupiłem niebieski - ot - taki mam klimat.
Recenzowany model dotarł do mnie z Singapuru i jak to często bywa w przypadku takich zakupów, atrakcyjna cena okupiona została brakiem firmowego pudełeczka. Zegarek ten można także kupić w dość rozsądnej cenie w naszych Polskich sklepach gdzie często otrzymamy w zamian 36 miesięcy gwarancji - choć w przypadku orienta specjalnym wyzwaniem to to nie jest. Po wyjęciu delikwenta z pudełka zastępczego i rozwinięciu ze sporej ilości folii ochronnych w końcu miałem ten kawał historii w swoim ręku. Pierwsze wrażenie jest dość “jarmarczne” a to przez sporą ilość zastosowanych kolorów. Efekt “disco” lat osiemdziesiątych potęguje także zastosowana zwijana z blaszek zwężana bransoleta, która jest warta tyle ile waży - czyli bardzo niewiele. Trzeba jednak jej oddać, że wpisuje się ona idealnie w klimat tamtych lat i podobnie jak to miało miejsce z produktami czekolado podobnymi tak tutaj możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z wyrobem bransoleto podobnym. Jej skrócenie i dopasowanie do nadgarstka do specjalnie trudnych nie należy, a zastosowane zapięcie umożliwia dość dobre jej dopasowanie do naszego nadgarstka. Dyskusyjna przyjemność z jej użytkowania w przypadku bardziej owłosionych przegubów może kosztować odrobinę bólu wynikająca z gratisowego efektu depilacji.
Skąd wzięła się potoczna nazwa “patelnia” Cesarskiego Orienta? Odpowiedź znajdziemy spoglądając na profil koperty i zagięcie uszu - a w sumie to jego brak. Jeżeli dodamy do tego rozmiary “królewskiego” wyrobu, które nawet jak na dzisiejsze standardy do małych raczej nie należą - czyli 44mm średnicy, 49mm od ucha do ucha i niewielką grubość wynoszącą 12mm to mamy zegarek raczej na spory a przynajmniej płaski nadgarstek. W trzeciej generacji tego modelu Orient pokusił się jednak o dodanie polerowanego stałego bezela z naniesioną skalą kompasu, który optycznie lekko ratuje sytuację. Pozostałe powierzchnie koperty zostały wyszczotkowane i prezentują typowy dla Orienta dobry poziom. Znajdujące się z prawej strony koronki i przycisk także nie pozostawiają specjalnych powodów do narzekań, choć szkoda, że nie pokuszono się o umieszczenie na nich loga. Główna zakręcana koronka jest odpowiednich rozmiarów i pracuje przyjemnie analogicznie do dolnej umożliwiająca ustawienie wewnętrznego obrotowego ringu. Górny przycisk odróżniający się wyglądam od pozostałych koronek także działa sprawnie i umożliwia nam ustawienie rocznego kalendarza. Z góry wszystko wieńczy płaskie mineralne szkło. Podsumowują - w przypadku koperty nie specjalnie jest się do czego przyczepić.
To co najważniejsze znalazło się oczywiście pod szkiełkiem czyli charakterystyczna tarcza cesarskiego produktu, na której to niezmiennie od lat złote wskazówki (a w przypadku bohatera recenzji dodatkowo piękna ażurowa sekundowa) w połączeniu z nadrukowanym rocznym kalendarzem tworzą specyficzny klimat. Dodając do tego w przypadku recenzowanego modelu, pozłacane indeksy, okienko datownika oraz logo z lwami osiągnięto lekko “cygański” efekt, który dobrze współgra z ciemnoniebieskim odcieniem zaopatrzonej w szlif słoneczkowy tarczy. Dodatkowego kolorytu dodają także wstawki seledynowej warstwy luminescencyjnej umieszczone nad indeksami godzinowymi oraz na wskazówkach. Jeżeli dalej nam mało kolorów to całość dopełnia wewnętrzny czarny błyszczący obrotowy ring z wyróżnionym trzema kolorami pierwszym kwadransem. Cała ta mieszanina kolorów powoduje, że orienta cesarskiego nie sposób pomylić z jakimkolwiek innym zegarkiem a jego “jarmarczny” klimat ma w sobie coś co przyciąga wzrok.
Wygląd tarczy jest zdeterminowany tym co jest schowane zostały pod zakręcanym matowym ascetycznym deklem czyli manufakturowym mechanizmem orienta. Pracująca w oparciu o 21 kamieni łożyskujących konstrukcja charakteryzuje się pracą balansu na poziomie 3Hz czyli 21600 wahnięć na godzinę. Werk został wyposażony w datownik oraz funkcję multi-kalendarza obsługiwaną dodatkowym przyciskiem, która w połączeniu z odpowiednim nadrukiem na tarczy umożliwia dokładne określenie dnia tygodnia w danym miesiącu. Niestety, mechanizm nie ma możliwości ręcznego dokręcania sprężyny oraz stop sekundy. Najważniejszą jednak cechą tej konstrukcji jest to, że pracuje ona już w zegarkach orienta od prawie 60 lat, dzięki czemu można śmiało powiedzieć, że jest sprawdzona.
Osobiście ciężko mi spojrzeć na Orienta cesarskiego nie patrząc na niego przez pryzmat historii. Jeżeli jednak miałbym ocenić tylko parametry techniczne to jest to dobry produkt adekwatny do swojej ceny. Sprawdzony, dobrej klasy mechanizm własnej produkcji, ciekawa tarcza o odważnych kolorach, solidna koperta i klasa wodoodporności wynosząca WR100, czyli umożliwiająca bezstresowe pływanie - to mocne plusy. Ma on jednak także wady - mineralne szkło, bransoletę o której lepiej zapomnieć, drobne niedociągnięcia w wykonaniu tarczy (krzywo nałożone kropeczki lumy), czy słabą warstwę luminescencyjną. W swoim przedziale cenowy wynoszącym około 500 zł jest to po prostu solidny gracz, na którym na pewno przyszły kupiec się nie zawiedzie, a mnogość dostępnych kolorów powoduje, że każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie.
Wszystko jednak się zmienia, jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę jego nostalgiczny charakter. Tu ciężko znaleźć konkurenta dla Orienta Cesarskiego. Te kolorowe, niemal bazarowe zegarki, które aktualnie są dostępne niemal dla każdego mają coś, czego ciężko szukać u konkurencji. Dla wielu ludzi stanowią one spełnienie marzeń z młodości czy dzieciństwa na którą dzisiaj, w wolnej Polsce, bez trudu można sobie pozwolić.
W mojej kolekcji orienta cesarskiego, królewskiego czy też po prostu patelni zabraknąć nie może - a czy to będzie dokładnie ten egzemplarz czas pokaże. Wesoła, lekko “cygańska” kolorystyka przypominająca mi klimat disco lat osiemdziesiątych powoduje wiele frajdy na nadgarstku. W tej cenie zegar posiada niesamowity funfactor, a łącząc go z odpowiednim paskiem czy meshem mamy fajnego wesołego kompana. Myślę, że w pudełku każdego miłośnika zegarków miejsce dla “patelni” powinno się znaleźć.
Pies czy kot?: pies Pomógł: 41 razy Dołączył: 26 Mar 2013 Posty: 4782 Skąd: Opole
#5 Wysłany: 2014-04-26, 22:06
Recenzja jak zawsze - czyli mnie się podoba
Ja co prawda nie za bardzo widzę u siebie tego Orienta - jakoś nigdy "patelnia" mi nie podchodziła ze względu na nadmiar literatury na tarczy... ale kto wie... nowy Monster też mi się nie podobał kiedyś, a odkąd posiadam takowego, jest częstym gościem na łapsku i polubiłem go bardzo... wiec może kiedyś i Cesarskiego nabędę...
_________________ Nieczynne z powodu że zamknięte
Ostatnio zmieniony przez Daito 2014-04-26, 22:06, w całości zmieniany 1 raz
Świetna recka...Bardziej wycieczka w przeszłośc niż opis technikaliów, ale o to zdaje się chodziło. Mi się podoba... a przy okazji... po ile masz Pan dolara?
_________________ "Daruj, ale czy mógłbyś stąd wyjść, bo to jest biznesklasa? Naprawdę, to nic osobistego, po prostu jesteśmy od ciebie lepsi" Król Julian
Pomógł: 13 razy Dołączył: 19 Cze 2011 Posty: 3226 Skąd: Na Krawędzi Czasu
#8 Wysłany: 2014-04-26, 23:30
Z_bych napisał/a:
Też miałem patelnię na łiszliście. I chyba pora ją znów wpisać
Faktyko też wielokroć się przymierzałem.
Kalendarz ponoć nie jest w nim "wieczny" tylko na 20 lat.
To mnie ostatnio powstrzymało przed zakupem, brak wiedzy na ten temat i jeśli tak jest to do kiedy aktualny model to ma opracowane
Kupić zegarek i za 2 lata dowiedzieć się, że 1/2 tarczy zajmują mu nieużyteczne tabelki byłoby nieciekawie.
A recka jak zwykle ciekawie napisana.
Ostatnio zmieniony przez Ciech 2014-04-26, 23:31, w całości zmieniany 1 raz
Pies czy kot?: pies Pomógł: 114 razy Wiek: 43 Dołączył: 08 Kwi 2011 Posty: 12934 Skąd: Opole
#14 Wysłany: 2014-04-27, 09:00
Ptaku, dzięki
A tak poważnie Panowie - to co - powinienem tabelkę z danymi zamieszczać jeszcze? W sumie to w tekście są wymiary, jest o mechanizmie, o bransolecie, o tarczy i kompilacji. Co waszym zdaniem powinno się jeszcze tu znaleźć? Nie napisałem chyba tylko o rezerwie chodu i dokładności
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach