Zamówiony na przełomie listopada i grudnia. Szedł 50(!!!!!!!!!!!!!!!!) dni - aż męczyłem Freda, kiedy wysłał paczkę i prosiłem o numer wysyłki.
Okazało się, że paczka gdzieś się uszkodziła - co mnie zdrowo zszokowało, bo Fred pakuje pancernie - sami wiecie.
Najważniejsze, że jest.
Cło było, ale chwalimy Freda - wpisał w papiery 200 a nie 274 (cena + przesyłka) - przez co jedynie 156 zyli.
No, do konkretów - Benhardt Officer Brązowy.
Za stroną Freda:
rozmiar: 44mm (bez koronki)
mechanizm: ETA Unitas 6497 (17 kamieni, ręczny napęd)
szkło krystaliczne: utardzone mineralne
pasek: byczyna z białym szyciem
Pierwsze reflekcje - bajeczny.
Od dawna chciałem mieć brązowy zegarek. Świadomość, że mam pierwszy w naszym kraju (jak widać na deklu - 39/500), a może nawet w Europie, gruntownie łechcze moją próżność.
Przez sporą tarczę wydaje się większy niż jest w rzeczywistości. Jak to u Benka, świetnie leży na łapie. Pasek cudny, miękki i delikatny, ale jednocześnie dobrze trzyma. Mam Kristofersona de Reda na czarnym Parnisie, który jest tak mięciutki, że to mnie trochę irytuje. Tutaj jest genialny (jak dla mnie) kompromis.
Rezerwy chodu nie testowałem - nakręcam sobie wieczorem i tyle
Ostatnio zmieniony przez bow 2010-05-06, 10:31, w całości zmieniany 2 razy
Do Pro jeszcze daleko. Przede wszystkim, nie mam materiału na namiot bezcienowy (lub ekrany rozpraszające halogeny).
Poza tym jestem mega leniwy i nie chce mi się obrabiać w PS - tłumaczę się nędznie, sam sobie, brakiem kalibratora ekranu (pożyczyłem dwa lata temu i teraz nie mam jak odebrać). A co to za poważna obróbka, jak monitor nie oddaje dobrze kolorów
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach