Składakowe podróże Uminusa
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi

: Składakowe podróże Uminusa
Autor skromny, to pozwoliłem sobie za Niego taki zbiorczy temat zrobić.
IMO świetne relacje, świetne zdjęcia - prosimy o więcej!
pifko

Lazurowe Wybrzeze:
http://www.czwarty-wymiar...p=933582#933582

Piza:
http://www.czwarty-wymiar...p=953523#953523

Mediolan:
http://www.czwarty-wymiar...1035100#1035100

Norymberga:
http://www.czwarty-wymiar...1035478#1035478

Świebodzin: 😃
http://www.czwarty-wymiar...1038190#1038190

Wenecja:
http://www.czwarty-wymiar...1050858#1050858

Rzym:
http://www.czwarty-wymiar...1059665#1059665

Lubeka:
http://www.czwarty-wymiar...1131024#1131024

: LAZUROWE WYBRZEŻE
Cytat:
UMINUS

A mi się znów trafił weekend w dosyć fajnym miejscu, więc pomyślałem, że to znów dobra okazja do wyciągnięcia składaczka :D Parę fotek z wczoraj:









No i cóż mogę powiedzieć, fajne trasy mają na Lazurowym Wybrzeżu :D Parę widoczków:

























Widać, że nie tylko mi się tu podobało, pani również :))



A mieszkańcy, to chyba tak generalnie bidy nie klepią ;)





Rowerek znów dał radę :D






Trasa widokowo naprawdę super, rowerzystów, motocyklistów zatrzęsienie ;) Tylko ja pochodzę z nizin, a tu ciągle góra-dól, góra-dół, z jednej strony fajnie, bo tak z połowa trasy sama się przejechała, grawitacyjnie :D ale jak już zjeżdżałem z takiej 3km górki, to sobie myślałem, "no fajnie fajnie, ale nie ma się z czego cieszyć, trzeba będzie potem pod nią podjechać" :D Da się jakoś bez endomondo sprawdzić takie fajne wykresy jak Wy macie, "łącznie w górę, łącznie w dół"? ;) I tu odpowiem Faziemu, że mam smartfona z gps, ale jak jadę tutaj gdzieś w nieznane, to zależy mi na długości życia baterii, a takie endomondo to pewnie trochę jednak zjada? ;) i nie potrzebuje czasem połączenia z netem?

Trasa wyglądała mniej więcej tak:



No i jak przygotowałem mapkę, to widzę, że sam sobie odpowiedziałem, jest ile górek po drodze :D czyli licząc że w dwie strony tą samą trasą, jakieś 900m pod górę, chyba nieźle pifko

: PIZA
Jak być może pamiętacie, 2 tygodnie temu w sobotę marudziłem w dziale "nie jest ok", że przyszło mi stać we Włoszech, jest 43 stopnie wewnątrz kabiny mojego "domku" i nie da się żyć ;) Dzień później, w niedzielę, przebazowałem się do Z_bycha ukochanej Toskanii, ale tam też zimno nie było :( No ale doszedłem do wniosku, że po co gotować się w kabinie, jak można gotować się na powietrzu :D Wyciągnąłem więc maszynę:



i ruszyłem w drogę, po drodze, po jakichś 20km, zakrzyknąłem "o curva!" i nie było to przekleństwo :D tylko moim oczom ukazałą się taka oto serpentynka, a ja zakrzyknąłem o tych zakrętach i zawijasach ;)



W tę stronę było łatwo, bo z góry, gorzej było na powrocie :D Z tej serpentynki było już widać cel główny wycieczki:



Jak widać, kierowałem się na Pizę, z daleka już widać, że faktycznie coś im nie poszło tak jak zaplanowali przy tej budowie. Ale to dobrze, jakby poszło zgodnie z planem, to komu by się chciało jakąs tam Pizę odwiedzać ;)

No to zjechałem z tej serpentynki, dojechałem do granic miasta, i kieruję się na Centro, to chyba gdzieś tam ;)



No i jestem, ot wieżyczka, zawsze jak odwiedzam jakieś takie atrakcje, to zawsze coś musi być w remoncie ;)



Dobrze, że samą więżę oszczędzili, pamiątkowa fotka składaka, że tu też już był ;)



a Tu ludzie, bez których heroicznej pracy, wieża dawno by się obaliła :)) :







No nic, główna atrakcja zaliczona, to pojeżdżę sobie po mieście, zobaczyć jak tam ludzie żyją, okazuje się, że sztuka uliczna całkiem podobna do naszej ;)



Uciekałem jednak stamtąd czym prędzej, bo ostatnim razem jak zaparkowałem pod blokiem na którym namalowany był fallus, to rano miałem wybitą szybę a z autka ukradziono mi Radio, GPS i chleb razowy :( Było to co prawda z 5 lat temu w Gdańsku na ul. Batorego, ale lepiej nie kusić losu :))

Następnie pojechałem na lotnisko, co by na swoją galerię coś z nowego ciekawego miejsca wstawić, ale okazało się, że po pierwsze głównie Ryanairy tam latają, czyli tak jak w mojej Bydgoszczy ;) a po drugie było tak gorąco, że falowanie powietrza zabiłoby każdą fotkę, jeden tylko przykład:



Więc nadał się tylko jeden ruski bizjet ze stojanki:



No i co tu dalej robić? 11km od Pizy jest Morze Tyrreńskie, co zrobić, trzeba jechać :D

No to dojechałem ;)



Współczesny statek piracki:



i piraci ;)





W tym momencie miałem już przejechane 50km, a 40km drogi powrotnej na parking, pomyślałem więc, że rozsądnie będzie wejść do wody i się trochę ochłodzić ;) No to na plażę!

Jest i plaża:



No to idę, popływać, się ochłodzić! Wchodzę, a tu taki wuj :( Woda cieplejsza chyba niż powietrze nawet :D i tyle było z ochłodzenia, w dodatku dno kamieniste, no ale co sobie popływałem to moje ;) Nadmienię, że pływać nauczyłem się zupełnie niedawno, z 3-4 lata temu :oops: I nie przyszło mi to łatwo nono Za to w takiej wodzie jak tu, byłoby sto razy łatwiej, robiłem różne eksperymenty naukowe, na wydechu itp, ale ta woda jest tak słona tu, że nie da się w niej utopić, do nauki pływania to na pewno super ;) Bym wiedział wcześniej, to tu bym się uczył, a nie w panice w naszych jeziorkach :shock: :głową w mur: :facepalm: ;)

No nic, wylazłem z wody, ostatni rzut okiem na plażę :złośliwiec: ;) Kto pije i pali ten nie ma robali, za to jakieś żelastwo się przyczepiło ;)



No i wracać trzeba było, po drodze rzuciło mi się w oczy takie ciepłe okno w ciepłym domku, pewnie lokatorzy by pogardzili panią ze zdjęcia powyżej ;)



Widziałem też trochę samochodów oflagowanych wstążeczkami w kolorze flagi z okna, sorry, taki mają klimat :D

Po drodze powrotnej jeszcze ta nieszczęsna serpentyna, niestety już pod górę :głową w mur: a miałem w nogach już 70km, więc mówiłem sobie w głowie to samo co w pierwszą stronę, ale już po polsku :D

Ogółem wycieczka zakończyła się wynikiem 89,82km dopisanych do przebiegu składaka, mapki nie dodaję, bo za dużo pktów pośrednich ;)

I w ramach epilogu, jutro miną 2 tygodnie od wycieczki, a mi ciągle po niej złazi skóra, zdjęcie z wczoraj:



Nie lubię upałów :foch:

: MEDIOLAN
I ja zacząłem sezon, w zeszłą niedzielę :) Tym razem tak się złożyło, że weekend wypadł w pobliżu stolicy mody - Mediolanu. No to głupio nie pojechać, zwłaszcza, że wziąłem składaczka pierwszy raz po zimie ;)

Ruszyłem więc, mijając po drodze osady mniejsze i większe. Właśnie w jednej z tych większych zauważyłem, że Włosi dziękują swoim pupilom za zrobienie wiadomej sprawy ;)



Nic to, jadę dalej, pogoda dopisuje :)



więc kilometry same lecą, już tylko 5,5km do centrum



Ale zanim do centrum, musiałem, po prostu musiałem odwiedzić miejsce dla mnie historyczne i symboliczne ;) Otóż kiedyś już w Mediolanie byłem, typowo turystycznie, samolotem zamiast roweru ;) Zatrzymaliśmy się wtedy ze znajomymi w jednogwiazdkowym przybytku - Hotel Paganini :)) luksusów nie było, ale były łóżka. Tzn duży postęp, bo na wcześniejszych podróżach za 1zł Ryanairem po Europie, spaliśmy na lotniskach, w cyklu lotniskowe podłogi świata :D Nie mogłem więc nie odwiedzić tego symbolu Nowej Ery w naszej turystyce ;) Zajeżdżam na miejsce, a tam:





Nie wiem o co chodzi, mam nadzieję, że to nie oznacza walki o drugą gwiazdkę, tak się zabija legendę ;)



Tam gdzie te kabelki wystają, tam wisiał szyld "Hotel *", a ten balkonik był od naszego pokoju, więc chociaż takie symboliczne zdjęcie niech będzie :)

Po tym niepowodzeniu, czekało mnie kolejne zaskoczenie. Taka sytuacja:



Ucieka motorniczy pustym tramwajem, ucieka też policjant na motorze, a gonią ich uchodźcy ;)



Dopiero potem się okazało, że to jednak jakiś półmaraton ;)



Biegaczy było naprawdę dużo i z całego świata, popatrzyłem na to z 10 minut, a końca nie było widać, więc nie doczekałem do końca, tylko ruszyłem dalej.

Krótki postój i odpoczynek pod Muzeum Historii Naturalnej



Wprawne oko dostrzeże na dole, przy wejściu, murzyńskiego... tzn afroamerykańskiego kapłana ;)

Zbliżenie na niego:



Jak ich nie znacie, to lepiej na nich uważajcie ;) Jak byliśmy tu te parę lat temu, to taki kapłan z tymi sznureczkami do nas(do mnie i dziewczyny) podszedł, zanim zdążyliśmy coś powiedzieć tu już nam te sznurki poprzywiązywał do nadgarstków i powiedział że udzielił nam właśnie ślubu i należy się 5euro :D I że w ogóle Polonia-Senegal best friends, więc dawaj majfriend chociaż te 2euro ;) No i okazał się proroczy ten mediolański ślub od senegalskiego kapłana, bo dziewczyna teraz jest żoną :shock: . Więc mówię, uważajcie na nich, jak nie chcecie takich ciężkich zmian w życiu ;) No ale ja już ich znam, więc dziś będę się trzymać w bezpiecznej odległości, dlatego też zdjęcie z ukrycia i z daleka ;)

Nic to, za muzeum jest całkiem fajny park, pojechałem zwiedzić :) W parku występy artystów ulicznych:







Chyba pomieszkiwał trochę w Krakowie, bo tym zachęcał do wręczania mu euro ;)



Kolejni:



Ten zapomniał, że jego też grawitacja obowiązuje i sobie lewituje ;)



Dobra, dojechałem do Centrum właściwego ;) Oto Duomo di Milano - Katedra w Mediolanie





Pod tym dachem jest Galleria Vittorio Emanuela II, to tam ubierają się Anja Rubik i Grycanki ;)



Nie mogło zabraknąć tradycyjnej fotki składaka w znanym miejscu:



No i jak sprawdzałem jak mi zdjęcie wyszło, chwila nieuwagi, usłyszałem tylko coś o majfriend i bach:



:głową w mur: :głową w mur:

Na nic zdały się tłumaczenia, że ja już tu byłem, że ślubowałem, sznureczek co prawda jest tym razem gratis, free, ale że Polonia-Senegal best friends to należy się 2euro :wkurzony: :głową w mur: facepalm

Nie wiem co tym razem ślubowałem tym tęczowym sznureczkiem, wtedy przynajmniej byłem z kobitą, a teraz??? lepiej się nie zastanawiać ;) no ale eeehhhh, niech będzie, przynajmniej każdemu następnemu będę pokazywać, że już mam i będę bezpieczny, do pewnego momentu nawet działało ;)

Dobra, zobaczymy co tam grają w La Scali:





Jakiś Mozart, nie znam, pewnie jakieś 2/10 ;) Jakby była Metallica albo Social Distortion to bym poszedł ;)

Nawet fajne te ich zabytkowe tramwaje w ścisłym centrum, podobny latem po Bydgoszczy jeździ, ale tylko jeden ;)



A to już Zamek Sforzów - Castello Sforzesco, to stąd Królowa Bona przywiozła nam ziemniaki i kapustę ;)







Za zamkiem kolejny całkiem fajny park, w którym zresztą jest Viale Adamo Mickiewicz ;)



Trochę tu podobnie do londyńskiego Hyde Parku, albo bydgoskiego Myslęcinka ;)

Jakiś spontaniczny koncert, dokonał się chyba na nim jakiś cud - ktoś wstał z wózka, czyżby gitarzysta? ;) niestety samego momentu cudu nie widziałem ;)



Zaczęło się robić późno, powoli ruszyłem w drogę powrotną, dookoła zamku tym razem, a tam znów szaman. No to pokazuję swoje tęczowe oznaczenie ;) A ten, zamiast powiedzieć że super, jak poprzednicy, po czym życzyć miłego dnia, to tylko zakrzyknął coś w stylu - "JU łont sekond for friii siuuuur, Polonia Afrika Best Friends, GIW MI SOM MANEJ"



:wkurzony: :głową w mur:

Double Rainbow in the Sky, what does it mean?!?! (kto nie zna, temu polecam https://www.youtube.com/watch?v=OQSNhk5ICTI )

W drodze powrotnej do Piazza del Duomo:





A tonic gdzie? ;)

Z tego wszystkiego zgłodniałem, postanowiłem spróbować czegoś typowo włoskiego, we Włoszech ;) Pizzą kilka lat temu byłem rozczarowany, wolę polską włoską pizzę ;) Więc tym razem będzie Ravioli:



Kurde, chyba kupili to w Lidlu i polali sosem też z Lidla. Nie to, żeby jakieś niedobre było, no ale spodziewałem się czegoś lepszego, jednak włoską kuchnię wolę w polskim wydaniu ;) A już na pewno nie było to warte 18e które zapłaciłem. Na domiar złego przyszedł taki oto jegomość:



I to był znak, że naprawdę trzeba wracać do DAFika ;)

Na koniec, też już tradycyjnie zdjęcie licznika po wycieczce:



A o godzinie 18:09 było jeszcze ciepło:



Tak to można Italię polubić, bo te ich 50 stopni latem, to przesadzają ;)

: NORYMBERGA
Tak jakoś wyszło, że święta spędziłem w pracy. Na ochotnika. :facepalm: Ale za to kolejny weekend na wyjeździe, to kolejna okazja do wycieczki ;) Tym razem wypadło przystanąć w okolicach Norymbergi. Chciałem Monachium, ale tachograf był innego zdania, trzeba było się zatrzymać wcześniej. Nie będę się z nim kłócić ;)

Niedziela w tych okolicach była raczej zimna, wietrzna i pochmurna, a poniedziałek wg prognoz miał być lepszy. Rano faktycznie, bezchmurnie, no to ruszyłem wzdłuż kanału :)





Mój rumak ;)



No ale jednak Niemcy, to nie Italia, więc mimo słońca, jednak chłodno było:



Aż napotkana zwierzyna się dziwiła, gdzie ja w taki mróz jadę ;)





Norymberga to jak wiadomo kolebka NSDAP, więc tutaj nawet owce muszą być czyste rasowo :))





Ok, koniec z tym zoo, jedziemy dalej :)



W tym momencie muszę powiedzieć, że nie lubię jeździć po Niemczech. I nie chodzi mi o rower, bo akurat tak się złożyło, że to moja pierwsza trasa rowerowa w tym kraju. Nie lubię jeździć po Germanii samochodem, ich drogi są najbardziej przereklamowane ze wszystkich w Europie. Pokutuje u nas mit wspaniałych niemieckich Autobahn, a ja uważam, że każdy kto twierdzi, że niemieckie autostrady są super, ten nigdy nie jechał niemiecką autostradą :)) Zimą jest jeszcze w miarę spoko, ale latem porozkładają te swoje Baustelle(zwężka, roboty drogowe) przez co stauy(korki) nierzadko mają po 20km. A jak już przebrniemy przez zwężkę po zmarnowaniu np 1-2h, to czeka nas pewno jakiś Umleitung(objazd), bo podrzędne drogi też w wiecznym remoncie, więc znów tracimy czas i nerwy. No ale do czego zmierzam? Ano do tego, że przecież czym ja się przejmuję, dziś jestem rowerem, to mnie to nie dotyczy. I co? :D



:głową w mur:
No nie mają dla mnie litości :D A samochody spoko, mogą sobie jeździć pod mostkiem, nie ma sprawiedliwości ;)

Skoro już wspomniałem o NSDAP, to zwiedzanie postanowiłem zacząć od Terenu Zjazdów NSDAP, które mieści się trochę na obrzeżach miasta, akurat od strony z której jechałem. Co ciekawe, jak do różnych zabytków czy atrakcji z daleka prowadzą znaki drogowe/rowerowe, tak tutaj nic takiego nie zauważyłem. Pewnie wyszli z założenia, nie bez racji zresztą, że nie bardzo jest się czym chwalić ;) No ale od czego jest mapa, jakoś znalazłem bez ich znaków ;)

Prawdę mówiąc, niewiele tam zostało zachowane w dobrym stanie, najlepiej wygląda Hala Kongresowa(Kongresshalle):





Wewnątrz:



Co ciekawe, obecnie działa tam między innymi Orkiestra Symfoniczna(Nürnberger Symphoniker):



Jak widać, pogoda się zepsuła, tak to wyglądało już prawie do końca wycieczki, nic słońca :(

Ale nie ma co się mazać, zwiedzam dalej te tereny. Całkiem spore te zjazdy były, zdjęcie tablicy informacyjnej:



Ale zaraz, przecież niedawno zawiązał się fanklub mojego składaka :D Spróbuję ustawić się jak Adolf, zobaczymy, ilu będzie fanów, zobaczymy, jak prężny ten klub jest :))



:oops: :oops:

Tłumów nie widać. Dobra, zapomnijmy o tym, to się wytnie :))

Jedźmy lepiej dalej ;) Jak dorosnę, będę Harleyem ;)



Ok, zostawmy to NSDAP, jedziemy na Stare Miasto.

I tu muszę powiedzieć, że Stare Miasto mnie rozczarowało. Nie wiem czy to wina brzydkiej, szarej pogody, czy czego innego. No ale niby nie jest brzydkie, no bo nie jest ;) Ale jednak, jak można na rynku staromiejskim poustawiać takie straganiki śmieszne:





No sami powiedzcie, jak to wygląda? Jak w Toruniu ;) Nie wyobrażam sobie, żeby taki bazar powstał choćby pod Katedrą w Mediolanie, prezentowanej w relacji jedną stronę wstecz ;) Przez co nie dało się zrobić choćby jednego porządnego zdjęcia tego kościółka, a jest to kościół Najświętszej Marii Panny (Frauenkirche).

No to skoro z rynkiem staromiejskim się niezbyt udało, to może chociaż sfotografuję jakichś artystów ulicznych. Widzę jakieś zgromadzenie, ludzie obserwują, to i ja sprawdzę co się dzieje:





Przedstawienie się skończyło, zanim się zaczęło :)) Nie ma pozwolenia od władz miasta, nie ma przedstawienia :)) Akurat na zdjęciach tego nie widać, ale niedoszli artyści wyglądali tak samo aryjsko, jak te owce wcześniej ;) A język niemiecki znali tak samo jak ja, a ja wiem tylko jak jest "halt", "hande hoch" i "niśt szisen" :D Nauka z czterech pancernych nie poszła w las ;)

Skoro i tu niepowodzenie, to ruszyłem pod górę w stronę zamku:



Pod samym zamkiem dom Albrechta Dürera, podobno najwybitniejszego artysty niemieckiego renesansu. Ciekawe czy miał pozwolenie od miasta ;)



Naprzeciwko restauracja jego imienia:



Podobnych w całym mieście pełno, miasto żyje Albrechtem Dürerem ;) Jest też taki pomnik:



Więc tak wyglądał sprawca całego zamieszania ;)

Ok, idziemy na zamek:





Dom Albrechta z innej perspektywy, ten w głębi, jakby co ;)



Panorama miasta widziana z zamku:





Dobra, wracam na dół ;)



Co tam ciekawego w sklepikach? ;)



Szymon zdecydowanie się nie doceniał, tak powinien wycenić taką biżuterię zegarkową, jaką tworzył, a może nadal tworzy ;)



Kawałek dalej :shock: ktoś jednak zapłacił za pozwolenie, to byli jedyni artyści uliczni jakich spotkałem tego dnia:



Ja też czasami bekam, hausgestapo twierdzi nawet, że zdecydowanie zbyt często, ale się tak nie chwalę i takich szyldów jednak nie wywieszam ;)



Ok, dotarliśmy do ostatniego zaplanowanego na dziś pktu, Ulica Praw Człowieka:



Zobaczymy, co tam mi przysługuje ;)

Sporo tych praw na słupkach tam poustawiano, ja pokażę tylko kolumnę nr 6, bo jest w naszym języku :)







No i taki pokażę, kto przetłumaczy? ;)



Ok, powoli ruszyłem w stronę "domu", ale spotkałem jeszcze marsz. Nie wiem, czy marsz poparcia czegoś, czy marsz przeciw czemuś, obstawiam, że raczej to drugie ;)





Jak kogoś bardzo interesuje, o co im chodziło, to dostałem jeszcze jakąś ulotkę, mogę obfotografować na życzenie. Ale uprzedzam-ulotka w dzikim języku(niemieckim) ;)

Włosi byli wdzięczni swoim pieskom, a Niemiec to niewdzięcznik ;)



No i jak na złość, wyjechałem z miasta, po jakichś 3h w chmurach i wietrze, i co? i wyszło słońce i się ociepliło :wkurzony:



Jakby nie mogło tak być cały dzień :(

Tradycyjnie, zdjęcie licznika na koniec, tym razem wynik niezbyt imponujący:



No ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że pogoda była gorsza, też bardziej wietrzna niż ostatnio, nie wspominając o letniej Pizie i Lazurowym Wybrzeżu ;) No i przede wszystkim dlatego, że mnie ta Norymberga nie urzekła, co chyba było widać w tym opisie. Oprócz tego co już napisałem, tzn jakieś straganiki w reprezentacyjnym miejscu, to nie podobały mi się też wszechobecne samochody poupychane gdzie się da. Jakoś się już przyzwyczaiłem, że w centrach turystycznych samochody mają zakaz wjazdu, bez nich jakoś tak ładniej jednak ;)

Znów mi długi post wyszedł i pełno zdjęć, jak za dużo tego wszystkiego, to piszcie, bo na komórce pewnie może być ciężko to wszystko ogarnąć ;)

: ŚWIEBODZIN
Dziś okażę litość i miłosierdzie dla bliźniego, relacja będzie krótka ;)

Ostatni weekend się trafił w miejscu, którego bym się nie spodziewał ;) Którego nawet składak się nie spodziewał :D Nobody expects The Składak's Inquisition w tym miejscu w weekend :))

Nevada. Po analizie mapy wyszło, że Nevada jest pośrodku niczego, tylko jeden pkt jakby góruje tajemniczo nad pozostałymi. Trzeba pojechać zobaczyć :)

Flip i Flap ;)



Kilka widoczków z legendarnej Route 66 ;)







Dojeżdżam pomału do tajemniczego wzniesienia ;) Miasto Monitorowane. Z cokołu. :D



No i jestem :))



Staram się Was nie męczyć widokiem swojej gęby ;) Ale z nim, nie mogłem sobie odmówić :))



Dawno nikt nie wstawiał zdjęć samolotów na przelotowej ;) 747 Korean Air ;)


Widok monitorowany już niespecjalnie imponujący ;)



Upssss, teraz mi mówią, jak już wszystko objechałem? ;)



No i to w zasadzie byłoby na tyle ;)

W drodze powrotnej spotkałem pierwszy raz w tym roku takiego oto osobnika :)



Na razie był sam, bez rodziny ;) W ogóle trochę tych gniazd po drodze mijałem, a tylko to jedno było zamieszkałe. Pierwszy Pan Wiosna ;)

Droga powrotna :)





hmmm

I żeby tradycji stało się zadość ;) Licznik:



Ehh, szkoda, że trochę przestrzeliłem, za daleko mi się pojechało :( 66,6km na koniec wyglądałoby znacznie lepiej :twisted: ;)

Jakby ktoś nie wiedział, co to za Nevada, chodzi oczywiście o Nevada Center przy starej dwójce(www.nevadacenter.pl, żeby nie było, że jakieś bzdury wypisuję) ;)

: WENECJA
:złośliwiec:



Gdy składak wyłania się z DAFa, wiedz, że coś się dzieje ;)

Wycieczka się dzieje :D

Znów jestem w Italii, pogoda rano, ok 9:00 nawet jeszcze do przyjęcia:



ale im później, tym gorzej :głową w mur:



W pierwszych kilometrach spotkałem współczesnych Wilhelmów Tellów ;)







A ta pani, chyba jest w początkowym okresie szkolenia :D



Lepiej jadę dalej, bo jeszcze jej łuk dadzą, nie chciałbym dostać jakimś rykoszetem ;)

No i dojechałem do mostka - Ponte Della Liberta, długości bagatela 3,85km, a bimba na mostku zdradza, dokąd rzeczony mostek prowadzi ;)



Tutaj chwila przerwy, bo pod mostem ptasie Jezusy ;)





To pod mostem, a nad mostem ścieżka podejścia do lotniska Marco Polo :)



Katar z Doha (Airbus A330) :)

Ok, po tej krótkiej przerwie, dojechałem :)





Zanim wyruszyłem, poczytałem jakieś poradniki o zwiedzaniu Wenecji. Trafiłem na informację, że zwiedzać rowerem nie warto, z powodu ciasnoty, tłumów, a przede wszystkim z powodu setek małych mostków bez żadnych podjazdów - same schodki. Te dwa zdjęcia powyżej zrobione są z pierwszego mostu, obok którego był parking dla motocykli i rowerów właśnie. Ale jako że do parkingu z którego ruszałem stąd jest 30km, a Włochom generalnie nie ufam(tydzień temu ukradli mi łańcuchy na koła :wkurzony: ), postanowiłem się ze składakiem nie rozstawać, nie chciałoby mi się wracać pieszo :D No ale to chyba był błąd jednak, bo nie kłamali-tych mostków naprawdę jest dużo, naprawdę nie mają podjazdów, naprawdę są na nich dzikie tłumy :D A zmierzam do tego, że rower mi przeszkadzał, dlatego niestety zdjęcia stąd w 90% będą z komórki, bo nie chciało mi się już wyciągać aparatu, warunki do tego niezbyt sprzyjające. OK, to idziemy na spacer, a rower prowadzimy przy boku ;)

Vaporetto - tramwaj wodny



Uliczny grajek - bo na jednym gryfie to każdy głupi potrafi grać ;)





Pierwsza z napotkanych gondol:



Nie dosłyszałem, dokąd popłynęli, ale cena była 80e, a gondolier nie chciał opuścić ani pół centa. No ale podobno jest ich, licencjonowanych gondolierów uprawnionych do wdzianka w paski, w całej Wenecji tylko pięciuset, a licencja najczęściej przechodzi z ojca na syna. To się cenią ;)

Taxi:





Gondolierzy muszą uważać, chwila nieuwagi i może wyrżnąć w mostek ;)





Biznes, jak widać, idzie dobrze ;)



Uliczki, jak już mówiłem, nie za szerokie



W kościele ślub, złotówa(eurówa? :D ) liczy na zarobek ;) Tak pokazuję te taksówki, bo sam byłem złotówą w Bydgoszczy, ale moja taksówka była mniej fajna niż te tutaj, może to dlatego splajtowałem? ;)





W takich uliczkach, rower naprawdę nie pomagał ;)



Ale niech ma pamiątkową fotkę ;)



Przystanki przyozdobione przez artystów ulicznych podobnie jak u nas ;)



No i po dosyć długim spacerku, pokonaniu ze stu mostków, w końcu dotarłem na Plac św. Marka :)







Pani z rogów dwóch zdjęć, wydała mi się interesująca, więc wyciągnąłem jednak aparat ;)





Zwyczajowa fotka:



;) w kadr mi wlazła małolata :wkurzony:



Idzim dalej



Po lewej stronie widzimy jakichś burżujów, rozładunek z dwóch taksówek do hotelu ;) A te panie po prawej też się załapały nieproszone :D



No i co, jak sobie pomyślałem, że trzeba wracać, przez kolejne 100 mostków, w tym upale, w te tłumy... Doszedłem do wniosku, że nie można będąc w Wenecji nie skorzystać z transportu wodnego :D

Skorzystałem więc z tego, że składak się składa ;)



I jestem w Vaporetto, tramwaju wodnym :)



Fakt, że niezbyt często przemieszczam się tramwajami, ale mimo wszystko, pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby wyprzedził mnie inny tramwaj, w Bydgoszczy to się raczej nie zdarza :D Niech spróbuje tak na torach, cfaniak jeden ;)





Pani władza ;)





Tak wyglądają przystanki:







Na ręku miałem Rangemana, żeby nie było, że już nic w tematyce forum nie piszę ;) Gondolier Range ;)







Jak być może pamiętacie, w Mediolanie pod Muzeum Historii Naturalnej stali Afroamerykańscy szamani ze sznureczkami ślubnymi, tutaj chyba się utopili, bo o dziwo nigdzie nie spotkałem żadnego ;)



Na tej łódce Sonore trwał jakiś koncert:







I to byłoby na tyle, przystanek końcowy jest przy moście wjazdowym, rozłożyłem składaka z powrotem, czas wracać :) Widok z mostu w stronę lądu tym razem:



Po drodze już mi się nie chciało robić fotek, jeszcze tylko tradycyjnie dystans na koniec:



Podsumowując :D Wenecja, fajne miejsce, warto odwiedzić i zobaczyć, ale niekoniecznie z rowerem :D Ale podobało mi się i tak, wycieczki absolutnie nie żałuję. Słyszałem też, że w Wenecji jest brudno i śmierdzi, ale nie mogę tego potwierdzić, przynajmniej nie na dzień 28.5., bo byłem tam właśnie wczoraj ;) Pewnie jak jest jakiś okres przekwitania wody czy coś w tym stylu, to wtedy musi śmierdzieć.

A teraz piecze mnie skóra i pewnie niedługo będzie złazić, raz jeszcze napiszę, że nie lubię upałów :foch: :złośliwiec:

: RZYM
W Polsce ulewy, to trzeba jakieś cieplejsze miejsce pokazać :)

Otóż poprzedni weekend trafił się w okolicach Rzymu, z parkingu do Koloseum było 25km. Wiadomo, trzeba jechać. Wyciągnąłem rower, ruszyłem... i mało brakowało, żebym musiał wracać po pokonaniu 100m :D W niektórych krajach, nie da się wyjść z autostrady, często te stacje i parkingi są pośrodku niczego i wyjazd jest tylko z powrotem na autostradę. Ale we Włoszech akurat nie ma problemu, zawsze jest jakaś furtka, parking dla pracowników, jakaś mała uliczka zawsze prowadzi do świata zewnętrznego ;) Dojeżdżam więc do furtki, a tu niespodzianka:

Drzwi obrotowe zabezpieczone łańcuchem:



Druga bramka normalnie, na klucz:



I co teraz? ;) Poszedłem na stację, spytać obsługi czy by mnie nie wypuścili, po dobroci ;) Odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: "noo, nooo, nooooo open, no noo". Głupi wuj :D Już miałem pomysł, żeby i rower i siebie przerzucić przez płot, ale akurat jakaś pani przyjechała do roboty, to wykorzystałem element zaskoczenia i wyszedłem, jak ona wchodziła :D Coś tam mówiła, że jak chce to niech sobie jadę, ale jak wrócę? To zmartwienie na później ;) Ruszyłem, była godzina 8:30, temperatura jeszcze poniżej 30 stopni, więc całkiem ok ;)



Później wolałem już temperatury nie sprawdzać, po co się denerwować ;)

Ujechałem niecały kilometr, myślałem, że to już świat zewnętrzny, ale nie! Kolejna brama, tym razem duża, solidna, z każdej strony monitoring, jak podjechałem bliżej, to sama zaczęła się otwierać, na czujkę jakąś. Miałem chwilę zawahania, no bo naprawdę, wyjadę, a jak wrócę? :D Ale nic to, będziemy się martwić później :D

Wyjechałem, to ta brama, widziana od zewnętrznej strony ;)



No i jak tak się zastanawiałem, czy to aby na pewno było mądre, minęły może 2 minuty i już Carabinieri byli koło mnie :D Ja nie mówię po włosku, oni nie mówili po angielsku :D Ale jakoś językiem włosko-angielsko-migowym się udało dogadać, że nie jestem terrorystą, tylko kierowcą i mam zamiar zwiedzić Rzym, pokazałem rower, aparat i mapę, z trudem, ale uwierzyli :D I ostrzegli, że to bardzo daleko, ale puścili wolno ;) Naprawdę, pierwszy raz spotykam się w Italii z takimi trudnościami, żeby się z parkingu wydostać, dziwna sprawa ;)

Ok, po tym przydługim wstępie, wycieczka zaczęła się naprawdę. Tramwaje niespecjalnie imponujące tam mają, Swing z Pesy to to nie jest ;)



Inżynier który projektował tę ścieżkę rowerową, musiał być tak samo pilnym studentem, jakim ja byłem ;)



Ale przynajmniej piesi nie mają krawężnika ;)

Mimo tych przeciwności losu, udało się dojechać do pierwszego pktu:



Jest i Koloseum, to wiadomo, musi być zwyczajowa fotka bicykla ;)
Niech będzie ze znakiem, jakiego nie lubię ;)



O tej godzinie słońce jest po złej stronie, więc ta bardziej znana strona Koloseum jeszcze nie wygląda za dobrze ;)





A turystów już pełno, że też oni zawsze muszą jechać tam, gdzie ja ;)







Oni pilnowali, żeby nikt nie wybuchł, bo jakby wybuchł - to by go natychmiast zastrzelili ;)





Co jakieś 5 minut się zmieniali pod tą wiatą, było już znacznie cieplej niż te 29.9 stopnia ;)



Obok Koloseum jest Forum Romanum i Palatyn, chciałem zwiedzić, ale co się okazuje?



Z rowerami nie wpuszczają, jest to proszę państwa SKANDAL!! ;) Bramki wejściowe jak na lotnisku, więc nie ma opcji, żeby przejść niezauważonym, nic się nie ukryje ;)



Co mi pozostało, biednemu żuczkowi, tylko fotki przez płot ;)



Zlazłem więc z powrotem, niech będzie jeszcze jedna fotka składaka, z jakąś Azjatką ;)



Ok, zostawimy na razie Koloseum, ruszyłem w kierunku Fontanny di Trevi. Po drodze jeszcze fotka typowej włoskiej uliczki, z ciekawym napisem na murze z prawej strony:



Jakby komuś nie chciało się zwiedzać pieszo, to zawsze może pożyczyć takie coś ;)



Dotarłem do fontanny. Przydałby się jakiś szerszy obiektyw, bo nijak nie chciała się cała zmieścić w kadrze, musicie mi na słowo uwierzyć, że wygląda to całkiem fajnie ;)







Zawsze, jak idę sobie Rolexa kupić, to akurat zamknięte mają :głową w mur:



Zanim wyruszyłem na wyprawę, poczytałem sobie troszkę o tym Rzymie. Trafiłem na informację, że jest drogo, że płaci się tutaj absolutnie za wszystko, ale jedna rzecz jest za darmo. Po całym mieście są porozstawiane takie kraniki-fontanienki z zimną wodą pitną. I jest to zbawienie :D piłem, uzupełniałem wodę w butelkach, nic mi po tej wodzie nie było, żadnej zemsty faraona ani nawet zemsty Cezara ;) a wygląda to tak, jak będziecie kiedyś w Rzymie to nie lękajcie się, można śmiało pić ;)



A to już most Umberto I, za mostem Pałac Sprawiedliwości - Palazzo di Giustizia, znaczy siedziba sądu ;)



Fajnie z tego mostu widać już Watykan:





Jadę dalej ;)



Trochę się obawiałem, czy takiego poganina jak ja tam wpuszczą, okazało się, że nie ma kontroli paszportowej, o bierzmowanie też nikt nie pyta ;)

Więc jestem ;)



Test panoramy by japko ;)



Dla ciekawych pełny rozmiar po kliknięciu w link, nawet w miarę nieźle wyszło, niektóre łączenia śmiesznie ;)

http://hosting.uminus.pl/img/2016071310563433.jpg

Bo selfie-sticki są już passé, teraz się nosi statyw do smartfona :D



Co ja paczę? Watykańskie Beatleski, tylko trochę ich chyba za dużo ;)



Ok, niedawno świebodziński posąg odwiedzony, teraz Watykan, lepiej już odjeżdżam stąd. Następnym razem będzie Licheń i Jezus w Rio ;)

Urzędnicy Kontroli Skarbowej ;)



A to już Wzgórze Kapitolińskie - Kapitol



Po obu stronach schodów też widać fontanny o których wcześniej wspominałem :)







My name is Aureliusz. Marek Aureliusz ;)



Jak Kapitol, to i wilczycy nie mogło zabraknąć :)





Jeszcze tylko Forum Romanum z drugiej strony, stąd fajniej wygląda ;)





I Koloseum ze słońcem po dobrej stronie ;)



I trzeba było wracać, nie chciałem być za późno, bo jeszcze w perspektywie konieczność dostania się jakoś z powrotem na parking :D Zajechałem pod pierwszą bramę jakoś ok chyba 17:30 i miałem farta, z 5 minut może poczekałem, jakaś pani wjeżdżała, pewnie do roboty na 18 ;) Próbowałem jej wyjaśnić, że nie jestem terrorystą i nie zamierzam wybuchnąć i spoko może mnie wpuścić, że fajnie by było jakby poczekała na mnie przy kolejnej bramie za kilometr ;) Ale jak to typowa Włoszka, nic nie rozumiała po angielsku :D Powiedziała tylko "ciao" i pojechała ;) No nic to, przynajmniej pierwsze zasieki, te trudniejsze w sumie, pokonane ;) Niestety nie zdążyłem dojechać zanim ona weszła, więc musiałem czekać pod drugą bramką, ciekawy czy zaraz znów Carabinieri nie przyjadą :D No i tu miałem znacznie mniej szczęscia, z dobre pół godziny czekałem :D Taka smutna fotka na koniec relacji ;)



Byłem już mocno zmęczony, jednak cały dzień spędziłem w pełnym słońcu, ciągle z 40 stopni ;) Potrzebowałem koniecznie najpierw prysznica a potem zimnego piwka, a musiałem czekać pod płotem jak jakiś głupek :D DAFik tak blisko, a jednocześnie tak daleko :D No, ale gdzieś tak, 18:15, ktoś się zlitował, jechał do domu i mnie wpuścił :D uff ;) I już zupełnie na koniec, tradycyjnie, licznik:



Czyli nie było aż tak daleko, jak Carabinieri straszyli ;)

: LUBEKA


Tęskniliście za moim Dafikiem? ;) Bo ja niespecjalnie :)) Prawie 5 miesięcy na L4 było nawet spoko, oba kolana sobie rozwaliłem, one są trochę mniej spoko ;)

Za to za składaczkiem trochę tęskniłem, dlatego wczoraj delikatne rozpoczęcie sezonu składaczkowego, posłużył jako sprzęt rehabilitacyjny :)

No ale żeby jednak nie przesadzić i bardziej sobie nie zaszkodzić, wycieczka długa nie była. Cel - Lubeka :) Ruszamy ;)

Zabytkowa część Lubeki, Stare Miasto położone jest na wyspie w środku miasta, otoczonej rzeką Trave i kanałem Łaba-Lubeka, a ja ruszałem z okolic portu, czyli znad morza, więc fotka z wodą musi być ;)



Dobra, Richtung Zentrum ;) po drodze, koniki ;)





Rzeźby prawie jak we Wrocławiu :)







No i jesteśmy na mostku prowadzącym na wyspę i Stare Miasto, prawie jak w zeszłorocznej relacji z Wenecji ;)



Tutaj powinny nastąpić fotki zabytkowego Ratusza, Katedry i innych zabytkowych kościołów, ale jak to u Niemca, tak gęsta zabudowa, że nie da się zrobić fotki, na której byłoby coś widać :D więc po prostu, kilka losowych fotek, losowych miejsc, bez opisu ;)









I przyczepka, i naklejki na szybie zdradzają, że pan lubi podróżować ;) a w tle marcepan, którego Lubeka jest królestwem ;)



Mostek z drugiej strony wyspy, Wenecja vol.2 ;)



Całkiem spoko promocja na Lange z Sohnem, wstawić do wątku okazje cenowe - warte uwagi? ;)





Ok, teraz pojedziemy sobie na mostek od północnej strony, tam jest pozostałość dawnych fortyfikacji i Brama Zamkowa - Burgtor. Jedziemy dookoła wysepki, wzdłuż rzeki, aż tu nagle! ORP NAVIGAR-2 :))



Jest i brama, widziana od strony zewnętrznej:



... i od wewnętrznej



No i co, tuż obok jest Muzeum Ligi Hanzeatyckiej, której Lubeka była kiedyś miastem przewodniczącym. Wjeżdżam, a tam taka banda wuja :))





Pomyślałem, a zostanę, zobaczę co to z tego będzie :))

No i doczekałem się, nagle "Achtung, fertig? Eins, zwei, drei!!" I ruszyli ;)

Nawet filmik nagrałem :))

https://m.youtube.com/watch?v=cGnf_gksnbc

Polazłem za nimi, i wstyd się przyznać, ale zostałem na cały, około 45 minutowy koncert :)) Grali na te cymbałki, trąbki, saksofony i inne bębny współczesne szlagiery we własnych interpretacjach, specjalnie dla Was jeszcze 2 krótkie próbki ;)

https://m.youtube.com/watch?v=xlnB3bfQuXg

https://m.youtube.com/watch?v=FnPeE8cSvj0

No i kilka fotek:







Jak to się zakłada/zapina? :shock:



A podpisani byli tak:



Cały występ, z tego co zrozumiałem, był z okazji urodzin tego dziadka, co go widać na jednym z filmików, tego co tańczył w pierwszym rzędzie ;)

Ok, po tym ukulturalnieniu, czas jechać zobaczyć symbol Lubeki, Bramę Holsztyńską, czyli wjazd na wyspę od zachodniej strony :)

Ale po drodze jeszcze zabytkowy Szpital św. Ducha, z 1286r., jedna z najstarszych placówek socjalnych na świecie :) obecnie Dom Pomocy Społecznej :)



Całkiem sympatyczny garbusik przy Domu Pomocy Społecznej ;)



No i jest, Brama Holsztyńska, składaczek ma kolejne selfi ze znaną budowlą ;)



No i co, czas "do domu" :D znów się rozpisałem, jakbym co najmniej 100km przejechał, a tu wynik chyba najskromniejszy z dotychczasowych:



Ale dla kaleki, dobre i to :))

: MONZA
Ostatnio jakoś tak trafiam miejsca weekendowe albo słabe turystycznie, albo takie w których już byłem. No i teraz znów stoję koło Mediolanu, w którym byłem już ze 3 razy, opisywałem tu nawet :) Na lotnisku Malpensa też już byłem, niezbyt ciekawe ;) A jednak wyciągnęłoby się składaczka na wycieczkę jakąś :) Szybka analiza mapy, co tu może być ciekawego w okolicy, no i jest! Obiekt na którym odbywają się różnego rodzaju najnudniejsze zawody świata, takie jak Grand Prix Włoch, zaliczane do Mistrzostw Świata Formuły 1, czy inne MotoGP :)) czyli cel wycieczki to Autodromo Nazionale di Monza :)

Ruszyłem więc, mimo niezbyt zachęcającej pogody ;)



Droga łatwa nie była, nie dość, że upał, to jeszcze strome podjazdy po 6% :)) dobrze, że tak to już jest, że po podjechaniu pod tę górę, można sobie z drugiej strony zjechać, nachylenie też 6% :))



Po drodze blokowiska całkiem podobne do naszych



Włosi w ogóle pod wieloma względami przypominają Polaków, między innymi w kwestii poszanowania przepisów, np na drogach tutaj jest większa dzicz niż u nas ;) no i tutaj mamy piękny przykład poszanowania prawa :))

Piesza nr 1 nie będzie czekać, aż jakiś pociąg łaskawie przejedzie :))



Pieszy nr 2





Pieszy nr 3 :))



Ten też miał ochotę, ale jednak zrezygnował ;)



U Makaronów co kawałek takie kościółki



Do tej pory jechałem raczej asfaltami przez miasteczka, ale przypadkiem zupełnie znalazłem całkiem fajną ścieżkę rowerową wzdłuż kanału :)





Jest nawet mapka, ale zapomnieli zaznaczyć gdzie jestem, legendarna włoska solidność :głową w mur:



Ale dobra, nie będę narzekać, dali drogowskaz :) do Monzy już tylko 7,2km, fajnie :)



Ścieżka momentami piaszczysta, momentami asfaltowa, generalnie fajna, przyjemnie się jechało :)



Jechało się przyjemnie, do momentu w którym przejechałem od znaku jakieś już 7km, a tu oczom mym ukazuje się taki widok:



Miało być 7,2km, przejechałem 7km, więc do celu zostało jeszcze 7,5km, logiczne :)) Włosi i ich oznakowanie :głową w mur: :głową w mur:

Zbliżamy się pomału :)



No i dojechałem :) Tor Monza usytuowany jest w naprawdę dużym(688 hektarów) parku, a przy samym wejściu do parku znajduje się Villa Reale, czyli pałac, wybudowany w latach 1777-1780 :)

Zwyczajowa fotka, wiadomo, musi być :)





I tutaj znów wychodzi włoska solidność we wszystkim, co robią ;) otóż godzina jest taka:



A na zegarze słonecznym:



Ledwie 12 dochodzi, chyba nie przestawili na czas letni :facepalm: ;)

Ale to jeszcze nic, w kwarcu baterii nie wymienili :D



Ehh ;)

No dobra, zanim na tor, to jeszcze pojeździmy sobie po tym naprawdę olbrzymim, pięknym parku :)

Na wjeździe też jest mapa, i znów nie zaznaczyli gdzie jestem, dobrze, że sam wiedziałem ;)



Jak widzicie, park spory, zwiedzania w nim też na kilka dni conajmniej ;) aż z wrażenia przysiadłem, na krótki odpoczynek, przy ławeczce takiej, na tyłach Villi Reale :)



Ale ale, co ja paczę, co ja widzę :shock:

Jakaś sesja zdjęciowa się odbywa :))







Kiedyś bym powiedział, że się przebiera, ale teraz to jednak zmienia stylizację :złośliwiec:



:złośliwiec: co było dalej? Wiem, ale nie powiem :))

Po tym zgorszeniu, objedziemy sobie park :)

Były foczki, to teraz trochę innego zwierzyńca ;)





Nawet gołębiom za ciepło ;)









Woda niezbyt czysta się wydaje :(



Ale widać nie jest aż taka najgorsza, skoro i takie osobniki można tam spotkać :)





Kaczka i żółw to przecież naturalni towarzysze ;)



Będą młode, chociaż w sumie, we Włoszech jesteśmy, to może to dwa chłopaki ;)



Restauracja, od drugiej strony były stoliki :)







Połowa parku objechana, a tu nagle taki znak ;) uminus ponad prawem :))



W tzw. międzyczasie skończyła mi się woda, ale znalazłem taki oto kranik :) były one zaznaczone na tym planie parku, ale tak do końca to nie byłem pewny, czy nadaje się ona do picia ;) wycieczka była wczoraj, więc jeśli to czytacie, tzn, że nadaje się, a jeśli nie, no to nie :))



W smaku dobra i zimna, no i Włosi też ją nabierali do butelek :)

Żeby nie było, że wszystko takie super w tym parku ;)







No i jest, wjazd na tor :)



W sumie nie wiem po co tu przyjechałem, skoro nawet wyprzedzanie Tira przez Tira :D jest ciekawsze od tych wszystkich Formuł 1 :)) nawet ci co za mną jadą, jak tak sobie wyprzedzam, też na pewno emocjonują się bardziej, niż oglądając F1 w tv :))

No ale jak juz przyjechałem, to wejdę sobie na trybuny :)





Panorama



Panorama full size po kliknięciu w link :)

http://hosting.uminus.pl/img/20170709130646617.JPG

Widok, z powodu tego płota, moim zdaniem, takise :/

Chciałem wejść na tą trybunę naprzeciwko, ale pozamykane było :( za to przy okazji znalazłem stację, na której na pewno tankują te bolidy ;)



Ciekawe, stacyjka pod samymi trybunami :)

I to w zasadzie byłoby na tyle, całego toru nie chciało mi się objeżdżać ;) przy tych trybunach był jeszcze taki placyk, gdzie akurat jakieś szkolenie na zabawkach z Audi się odbywało :)

Najpierw dłuuuugo gadali, aż zacząłem podejrzewać, że czekają aż im zamarznie ta woda z tych sikawek, zeby trudniej mieli :))





Ale sami w końcu doszli do wniosku, że w +40 stopni raczej im to raczej nie zamarznie, i zaczęli jeździć, niestety niezbyt efektownie :(







Pomału zacząłem się kierować w stronę "domu", pojechałem tym razem druga stroną parku, koło zdecydowanie mniej okazałej Villi Mirabello :)



Wracałem tą samą ścieżką rowerową wzdłuż kanału, co więcej okazało się, że prowadzi ona prawie do samego parkingu z którego ruszałem, dzięki czemu ominąłem te strome wzniesienia po 6% :)) po drodze natknąłem się jeszcze na mecz baseballa :)





A tu widoki prawie jak w Neapolu ;) komu pralkę? :))



I już tradycyjnie, na koniec, licznik :)



Ale muszę uczciwie przyznać, że na koniec mocno zmęczony byłem, to nie są temperatury odpowiednie dla mnie ;) ale, mimo, że wyjeżdżałem trochę sceptycznie, no bo co może być ciekawego w takiej Monzie :) to podobało mi się :)) mogłoby tylko być z 20 stopni mniej ;)

:
Dziś relacja, w zasadzie relacyjka ;) będzie ekspresowa :) Miejsce bowiem trafiło się niezbyt spektakularne, ale postanowiłem opisać, żebyście nie pomyśleli, że składak na emeryturę przeszedł ;) Tym razem postój weekendowy trafił się koło Piacenzy. No trudno, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma :))

Składak rozłożony, ledwie wyjechałem poza parking autostradowy, a tu już taki znak :)



Ścieżka rowerowa, to lubię ;) Myślałem, że podobnie jak w trasie do Monzy, że ścieżka będzie prowadzić wzdłuż kanału, ale jednak nie - kanał wysechł :D Tyle z niego zostało:





A mówiłem, że za ciepło mają, to nie słuchali ;)

W kanale wody nie było, za to ronkda z fontannami całkiem sympatyczne :)





Nie wiem czy pamiętacie, ale jak opisywałem wycieczkę do Norymbergi, to narzekałem na ruch samochodowy w samym centrum i na zastawienie głównych zabytków śmiesznymi straganami ze stanikami i innymi bzdurami. A u Włochów podoba mi się, że swoje zabytki eksponują, nie zastawiają pierdołami i autkiem, nawet w takiej małej Piacenzie do centrum historycznego nie wjedziemy, ostatnie 200m i koniec :)



I po ujechaniu całych 4,68km :)) dojechałem do głównego placu miasta - Piazza del Cavalli :) Nie ma straganów, przynajmniej można składaczka do tradycyjnej fotki ustawić ;) Za nim Ratusz - Palazzo del Comune, zwany "Il Gotico" :)



Symbolem Piacenzy są dwa XVII-wieczne pomniki z brązu, przedstawiające władców miasta z XVI wieku - Alessandro Farnese i jego syna Ranuccio. Oto oni i ich kucyki ;)









Na Piazza del Cavalli to w zasadzie tyle, teraz skierujemy się uliczką w stronę Piazza Duomo, czyli w stronę Katedry. No i tak sobie jadę nieśpiesznie, aż napotkałem taki butik ;)



Gablotka Casio:



A w gablotce Casio takie G-Shocki :))



Uff, już nie trzeba na turecką plażę, żeby takie zdobyć, wystarczy do centrum Piacenzy ;)

A to już Duomo, Katedra wzniesiona w latach 1122-1233 :)



Tuż obok, też na Piazza del Duomo





Katedra z innych stron:







I z powrotem na Piazza del Cavalli ;)



I już zbliżamy się do końca tej jakże długiej wycieczki :)) Jeszcze skoczymy tylko obejrzeć Museo Civico di Palazzo Farnese, muzeum znaczy ;) Po drodze coś takiego:



Po co komu solarium w Italii? hmmm

No i jest muzeum :)







Najważniejszy eksponat :))



No i to tyle, pomału kieruję się w stronę parkingu, po drodze natknąłem się na wymagający odświeżenia Palazzo del Governo, co to? Coś w stylu Belwederu, czy sąd jakiś?





I już naprawdę na koniec, ostatni napotkany pomnik ;)



Zdjęcia licznika nie mam, bo szczerze mówiąc, nie planowałem tej wycieczki opisywać, ale przejechałem całe 17,32km, czyli to najkrótsza wycieczka z dotychczasowych, które jednak opisałem ;) Fajne w tych Włoszech jest to, że w zasadzie każde, nawet małe miejscowości, mają coś co warto zobaczyć, jakiś zabytkowy zameczek, ratusz czy inną katedrę ;) Ale uczciwie muszę przyznać, że taką Piacenzę można zwiedzić w jeden poranek, przy okazji jakiejś większej wycieczki można wpaść się przespacerować, ale jako cel główny wycieczki to znalazłbym ciekawsze pomysły jednak ;) No chyba, że ktoś zwiedza też muzea wewnątrz, to może i coś tam jest, ja jestem turystą świata zewnętrznego jednak :))

pifko

:
Warunki meteo dziś takie, że aż żal byłoby w tej budzie siedzieć ;) wygrzebałem więc dobrze Wam znanego składaczka :)

Wycieczka dziś znów niestety nie będzie długa, za to po raz pierwszy międzynarodowa :)) startujemy z Niemiec, jedziemy do Austrii :)

No to, komu w drogę, temu rower :))



Mmmmm... sexy :))



(Jak ktoś pomyślał, że jakiś nienormalny jestem i w ogóle za długo już w trasie, to tu link z wyjaśnieniem :D https://m.youtube.com/watch?v=j_FpdOm4_2I, chociaż pewnie wszyscy znają)

Jadymy dalej ;)



Austria już blisko ;)



Na ścieżce rowerowej nawet znaku nie postawili granicznego :( no ale przy drodze za torami jest :)



Wjechałem do Austrii, odwracam się, spoglądam w stronę Niemiec, a tam słynna kontrola graniczna, dzięki której żaden podejrzany etnicznie element się nie prześliźnie nieproszony :))



No chyba, że przejedzie jak ja, rowerem, ścieżką obok, to nikt nie będzie niepokoić :))

No nic, jedziemy dalej, Richtung Kufstein :)

A że daleko nie było, to prawie już jesteśmy, już widać z daleka Twierdzę Kufstein, głównie dla której tu jedziemy ;)



Jak widać, słońce trochę nie współpracowało i za szybko przeszło na złą stronę :(



Widok w drugą stronę z mostu, mniej więcej stamtąd przyjechaliśmy ;)



Na Twierdzę!! ;)



Miasteczko Kufstein ładne, takie typowe jakich wiele w Austrii czy w Niemczech:





Tutaj to jak na Monciaku w Sopocie ;)





Ok, jedziemy obejrzeć Twierdzę od nasłonecznionej strony ;)

En route ;)



Całkiem ładnie to wygląda...





...ale wystarczy kilka kroków mostkiem w lewo, a wtedy wygląda to tak :)) ciut bardziej industrialnie, tego Wam w prospektach nie pokażą ;)



No i tak sobie stoję na tym mostku, patrzę w prawo, coś dużego nadlatuje :)



Szybkie zerknięcie we Flightradar24, a to Airbus A380 z Emirates, z Dubaju do Zurichu :) a ja ehhh, nie wziąłem swojego podstawowego obiektywu do samolotów, "bo po co, bo za ciężki" :głową w mur: :( no to taka tylko fotka z 300mm, z 500mm wyszedłby fajniej ;)



A skoro już o samolotach mowa, to bardzo dużo małych samolotów turystycznych latało nad Twierdzą, widać popularny obiekt :)





Nawet mijanki jak na jakimś Air Show ;)



Więc jednak mogłem wziąć większy obiektyw :głową w mur:

Wprawni czytelnicy moich relacji ;) na pewno zauważyli, że składak jeszcze nie ma tradycyjnej fotki z symbolem danego miasta ;) więc rowerek hyc! na murek ;) jest i foto :D dobrze, że do wody nie wpadł ;)



Składak mimowolnym świadkiem przemian i postępu ;)



No i co, z Kufstein to byłoby na tyle, wiele więcej ciekawego to tu chyba nie ma ;) wracamy na znaną już nam ścieżkę wzdłuż rzeki, prowadzącą do pilnie strzeżonej granicy Niemiec ;)



Coraz rzadziej spotykany widok :)



Do Niemiec zgodnie z przewidywaniami wjechałem bez przeszkód, sprytnie omijając wrogie zasieki ścieżką rowerową ;) jak mi się TIRy znudzą, to przemytnikiem ludzi zostanę, kasa większa, szlaki przerzutowe też już znam ;)

Pogoda jak widać wciąż taka, że aż żal wracać, wjechałem więc do miasteczka Kiefersfelden :) ale aż przykro patrzeć, jak ta bieda ich tam trawi :( samochody mają bez klimatyzacji nawet, aż szyby musi zostawiać biedak uchylone :(



... ubranie to też ma chyba po dziadku...



... na prąd też nie mają, więc na dachach pomontowali takie urządzenia jak w tanich Casio i ze słońca kradną :(



Bida aż piszczy ;)

Ale nawet tutaj zakazy dla kierowców ciężarówek (zakaz piąty od lewej) ;) :))



A za zakazem takie jeziorko :)



Na koniec jeszcze taki chuligan, nie opłaciło mu się krzyża kraść, za kratami skończył ;)



I jedziemy na parking :)

Mostek :)



I jesteśmy z powrotem na parkingu, z niespecjalnie imponującymi 20km ;)



Mimo niewielu kilometrów, było fajnie, ładna okolica :)

Dziękuję za uwagę ;)

:
Cytat:
uminus


Dawno żadnej księżniczki nie odbiłem :złośliwiec: Słyszałem, że żeby jakąś uratować, najlepiej byłoby ruszyć na zamek na białym rumaku. Tak się składa, że akurat mam jednego ;)



Ruszyliśmy więc z rumakiem w kolejną złowieszczą przygodę ;)

Ledwie ruszyliśmy, dokładnie po 8km, wydarzyło się coś takiego :)



Wiwatom nie było końca :))



Trochę tych wycieczek już opisałem, rumaka mam od maja 2015r., trochę wstyd, że dopiero pierwszy tysiąc wybił :oops: :roll:

No nic, jedziemy dalej :)



W parku taki oto dystrybutor :)



Droga niestety stale pagórkowata, nie jakieś wielkie góry, ale ciągle, stale, nieustannie góra, dół, góra, dół. Fotki tego nie oddają, jakoś spłaszczają ;) ale wiecznie pod jakąś górkę było trzeba jechać.



Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem, a księżniczki, ani nawet zamku, wciąż nie widać :(

Zasięgnę więc języka, gdzie to jechać ;)



Bardzo pomocne informacje, jedziemy więc dalej :)



Zawsze, jak spotykam na swej drodze kosa, to się nadziwić nie mogę :) taki niepozorny ptaszek, a tak ładnie śpiewa :) siedział sobie w tych drzewach i koncertował :)



No i zbliżamy się do zamku :) Przede mną jeszcze wg znaku długi na 1200m zjazd, na fotce no nie wygląda ta górka na stromą, ale była stroma :))



Więc po 1200m karkołomnego dla składaka downhillu, wita nas taki widoczek :)



Panie i Panowie, Burg Kriebstein! :)

Hmm, gdzie by tu rumaka do fotki ustawić ;)



Jak to zwykle bywa, z jednej strony jest ładnie, żeby z drugiej było gorzej, ja tam bym zakazał samochodów :(



Idziemy na dziedziniec :)







Tam na dole było robione foto rumaka na tle zamku :)



No ale żadnej Claudii Schiffer, Heidi Klum ani Sandry Bullock nie widać :( Bo księżniczka to chyba taka jakaś by była, a nie jakaś zwykła Helga? Więc albo księżniczki nie było, albo zobaczyła swojego wybawiciela i jego rumaka i zaszyła się jeszcze głębiej, żebym jej czasem nie znalazł :)) Jak było, nie mnie oceniać ;) Fakt jest faktem, wracałem bez księżniczki ;) Może to i lepiej, dwa dni później w domu już byłem, Żona mogłaby być niepocieszona :))

Jeszcze szybka wizyta na tamie :) Ale wygląda jednak na ciut nowszą, niż zamek :)





No i wracam, ehh tym razem te 1200m jest pod górę, rumaka trzeba było podprowadzać, ale nie tylko ja nie dawałem rady ;)



Podprowadzali ludzie przede mną, podprowadzali za mną, podjechał pod górę jeden osobnik na rowerze elektrycznym, ale widać było, że też się męczy :) W ogóle u Niemców całkiem sporo takich rowerów już widać :)

Wracałem tą samą drogą którą przyjechałem, więc już nie bardzo jest co pokazywać :(



Minionek :)



I to byłoby na tyle, zdjęć licznika niestety nie będzie, bo gdzieś w połowie drogi do zamku odmówił posłuszeństwa :( Czasem działał, czasem nie działał, mam nadzieję, że wystarczy baterię w nadajniku wymienić. Jednak przewodowe liczniki są lepsze, no ale składak jednak często jest złożony ;) to chyba jednak bezpieczniej w moim przypadku z bezprzewodowym.

Licznika nie ma, ale trasa wyglądała mniej więcej tak:



Czyli w dwie strony licząc, to będzie ciut ponad 50km i łącznie 600m pod górę :) Uczciwie muszę przyznać, że się zmęczyłem :)

pifko

:
Troszkę za ciepło na siedzenie w kabinie dziś było :)



Tylko ehh, w tym roku jeszcze mi się nie trafił weekend w ciekawym turystycznie miejscu :( Niedaleko tylko jakiś park krajobrazowy, to wziąłem aparat, może jakieś ptaki się trafią :)

Jakiś taki mocno niemiecki kamień po drodze ;)



Jest i rezerwat przyrody :)



Na początek mamuty ;)





Jaskółki, takie to szybkie ptaszki, że ciężko ostre zdjęcie im zrobić, ale lubię je :))







Myszołów :)



I czapla siwa :)





I to w zasadzie tyle :(

Droga powrotna na parking:





Wiem, że nie do takich relacji Was przyzwyczaiłem :)) ale i tak dobrze było składaczka wyciągnąć, 40km w ładnych okolicznościach przyrody zaliczone :)

:
Chyba nikt nie lubi TIRów. Ale Austriacy nie lubią jeszcze bardziej niż reszta świata :( Kontrole co chwilę, mandaty za byle pierdoły, i coraz to nowe zakazy. Tym razem wymyślili, że w trosce o turystów zmierzających do Tyrolu, ciężarówki zmierzające do Włoch(to ja!) w soboty mogą przejechać przez Austrię tylko od 5 do 7 rano. Kto nie zdąży, trudno, niech kibluje w Niemczech. Przez ten ich wybitny pomysł, przedwczoraj, w sobotę, ponad 100km od granicy, parkingi pozapełniane były już około południa, przez co miejsca dla mnie nie starczyło, i musiałem stanąć tak o, w przejeździe, za naczepami „legalnie” stojących ciężarówek:





No ale przynajmniej pogoda piękna, około 16 stopni na plusie. No i przecież te dokładnie 112km od granicy z tymi austriackimi wujami, to okolice Monachium :> postanowiłem więc, że dzień później, w niedzielę 17.2., w swoje 35. urodziny :> rozpoczynam sezon rowerowy :)

Nastała niedziela, więc od słów do czynów! Mój dobrze tutaj znany bolid, po raz pierwszy w 2019 roku na świeżym powietrzu :)



Ruszyłem z parkingu około 9:40, temperatura jeszcze niezbyt zachęcająca :głową w mur:



Rękawiczek sprytnie nie wziąłem, a potem myślałem, że dłonie mi odpadną, aż miałem ochotę wracać ;) w końcu to jednak ciągle zima ;)

śnieżny patrol ;)



Z każdą minutą robiło się coraz cieplej, jechało się coraz fajniej, zwłaszcza że drogi rowerowe, trzeba tym Niemcom przyznać, mają całkiem fajne :) tutaj „wlot” do miejscowości Garching:



W pierwszej chwili chciałem zrobić parę kroków do przodu, żeby tej dziury nie było widać, ale postanowiłem nie upiększać :)) u wroga tez mają dziury w drogach ;)

Przy tych blokach, które tam już z tej drogi widać, spotkałem swojego pierwszego trznadla :)







Odważny ptaszek, nic się nie bał ;) no ale to nie spacer ornitologiczny, jedziemy dalej ;)

Rynek w Garching



Tutaj widzimy autostradę A9, trzy lewe pasy to już wlot do Monachium, dwa pasy z prawej to wjazd na obwodnicę(A99), jak ja tu jadę, a jeżdżę na Italię często, to wielokilometrowy korek jest zawsze. Ale że w niedzielę też stoją, to się nie spodziewałem :))

Stau - składak jest ponad to ;) a w oddali za górką widać już Allianz Arenę :)



...jeszcze tylko kawałek przez mokradła...



... i jest i Arena :) gęba na telebimie jakby znajoma ;)



Zwyczajowa fotka w znanym miejscu powinna być jednak od nasłonecznionej strony ;)



Rzadko robię sobie selfie (tak, wiem, że to dobrze:D) ale specjalnie wziąłem forumową koszulkę służbową, to macie :))



Fajnie stadion się prezentuje, ale uważam, że nasze pobudowane z okazji Euro 2012 też nie mają czego się wstydzić, w tej samej lidze grają ;)

Arena zaliczona, skoczmy więc zobaczyć, jak samo miasto wygląda. Kierunek —> Marienplatz :) muszę przyznać, że dobrze oznaczone szlaki rowerowe mają :)



Jadę więc sobie niespiesznie, aż tu nagle coś dziwnego... znam to miejsce. To naprawdę dziwne, zważywszy, że nigdy wcześniej w Monachium nie byłem :D



Już wiem! To Bydgoszcz, ulica Sułkowskiego, pasti na pewno potwierdzi ;) oto dowód ;)



Siema ;)



A to już Brama Zwycięstwa - Siegestor. Niemcy tacy solidni planiści niby, a rzeźby ustawili tyłkami do słońca :facepalm:



Trudno, będzie tak ;)



Uniwersytet :)



Pff, wiedziałem, że te Lambo takie niewyrośnięte, ale że nawet do składaka nie dorasta? :shock:



Z okazji wesela tego jegomościa, w 1810 roku odbył się pierwszy Oktoberfest ;)



A to juz Odeonsplatz, tutaj w 1923 roku rozprawiono się z puczem monachijskim - policja otworzyła wtedy ogień do bojówek Adolfa Hitlera, też Austriaka zresztą ;) któren to próbował przeprowadzić zamach stanu, ale mu się nie udało, za to został skazany na pięć lat więzienia.









W ładnym miejscu zamach upadł ;)

W pobliżu wisi sobie taka reklama sklepików Bayernu:



I co ciekawe, japko rozpoznaje twarz białego, rozpoznaje nawet etnicznie podejrzanego, a Lewego twarzy nie widzi :D



Pewnie Robert nie mógłby używać telefonu z FaceID, skoro go nie rozpoznają ;)

No i docieramy w końcu do Placu Mariackiego - Marienplatz :) ale jak to zwykle bywa u Niemca, obiekt nijak nie chce się w kadrze zmieścić, nie ma gdzie odejść przez gęstą zabudowę :( możecie mi więc kupić jakiś szerokokątny obiektyw, a tymczasem ratowałem się panoramą ;) na zdjęciu Nowy Ratusz, oraz jakaś parka, podziwiającą składaczka :))



Na pewno jeszcze sporo ciekawego dałoby się w okolicy zobaczyć, ale godzina zrobiła się już 15, a nie zapominajmy, że jest luty :)) tzn, że niedługo będzie ciemno, i niedługo znów będzie zimno :)) na razie nie jest źle:



Ale i tak zarządzam odwrót :))

Wracałem podobną trasą, co w pierwszą stronę, ale drugą stroną ulicy, więc tym razem pod Walking Manem ;)



Fajne te ścieżki rowerowe tutaj, i trzeba przyznać, że piesi raczej po nich nie łażą :)



Jeszcze tylko Arena w późno popołudniowym świetle:



I richtung parking ;) ale że byłem już trochę zmęczony, to nie zdążyłem przed zachodem słońca, dzięki temu lampki po prawie 4 latach doczekały się pierwszego, dziewiczego użycia :))





Zmarzłem na koniec :(



No i przejechałem za dużo o 330 metrów ;(



Na koniec kilka słów podsumowania. Szczerze mówiąc, wyjeżdżałem trochę sceptycznie nastawiony, bo jednak uważam, że włoskie miasta lepiej eksponują swoje zabytki. Bo pamiętam, jak było w Norymberdze, jakieś śmieszne straganiki z biustonoszami w ścisłym zabytkowym centrum, i wszędzie poupychane samochody. A tutaj okazuje się, że całkiem to Monachium ładne, po Marienplatz żadne samochody nie jeżdżą, no tylko ratusz w kadrze się nie mieści ;) Super zorganizowane ścieżki rowerowe, rowerzystów też pełno, to akurat minus ;) W pierwszą stronę podążałem za znakami na Marienplatz, w drugą stronę za znakami na Arenę, i się nie zgubiłem ;) Więc przykro mi to pisać ;) ale fajnie! Podobało mi się ;) Mimo, że poza domem, to całkiem przyjemnie spędzone urodziny :)

I już naprawdę na koniec :)) wyjaśniam, że założyłem nowy temat w dziale konkursy, bo link do relacji zawsze trafia też do moich znajomych, a teraz żeby przeczytać w Trąbie Słonia, to by musieli się zalogować, oszczędzę im tego ;)

Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Skocz do:  

Pełna wersja forum
Powered by phpBB © phpBB Group
Design by Vagito.Net | Lo-Fi Mod.