Ta recenzja powstawała inaczej niż wszystkie. Powoli, z wyrachowaniem, pozwoliłem nowemu nabytkowi oswoić się ze mną, jak i mi oswoić się z nowym nabytkiem.
W ostatnich latach nabyłem sporo zegarków. Jak na zwykłego zjadacza chleba oczywiście, bo jeżeli chodzi o Forumowe Towarzystwo, to żadnej rewelacji ani ilościowej, ani jakościowej u mnie nie znajdziecie. Staram się nie przekraczać tej cieniutkiej granicy między zdrowym rozsądkiem a szaleństwem, jeżeli chodzi o nasze hobby
Swoje zegarki kupuję również z wyrachowaniem, starając się nie ulegać chwilowym modom ani impulsom. Może dlatego do tej pory nie mam jeszcze ani SKX007, ani Monstera. Ale mam na przykład G-Shocka DW-5600, i nawiązawszy do tego malutkiego Casio przestanę w końcu gadać o sobie, a zacznę o zegarkach.
O DW-5600 napisałem już wiele ciepłych słów, bo i ciężko jest napisać o nim coś złego. Zegarek jest mały, wygodny, wytrzymały, świetnie układa się na nadgarstku i, co za tym idzie, po kilku minutach zapominam o jego istnieniu. Ale ponieważ mam już ponad 40 lat, średnio taka plastikowa biżuteria nadaje się na co dzień do pracy, czy na spotkania z innymi ludźmi. Również wielokrotnie opisywany przeze mnie Orient Mako - skądinąd mój ulubiony zegarek zaraz po Casio - jest ciężki i duży (może nie aż tak duży, jak większość teraźniejszych nurków, ale jednak duży). PZL p.24 - kolejny świetny zakup mający dla mnie podwójną wartość, bo to rodzimy produkt, również jest duży, choć już nie tak ciężki. Lubię go nosić od czasu do czasu, ale cały czas ciągnie mnie do wygody plastikowego Casio.
Naturalnym wyborem w tym wypadku wydawało się wybrać coś ciekawego z małych trzygwiazdkowych Orientów (mam dwa), albo coś z Seiko 5 (kupiłem kiedyś Tacie). Obie produkcje wykonane świetnie - i teraz uwaga, bo padnie słowo klucz - "jak na swoją cenę". Mają do tego dokładne i wytrzymałe bardzo (Mako potwierdzi) mechanizmy, które nie boją się wstrząsów, uderzeń i upadków, wygodne (choć zwijane) bransoletki, ale… Nie mają tego czegoś…
W poszukiwaniu "tego czegoś" właśnie podczas ubiegłorocznego dłuższego pobytu w Stuttgarcie poodwiedzałem troszkę tamtejszych jubilerów i poprzymierzalem nieco zegarków z tzw. wyższej półki. Większość nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Owszem ceną i wykonaniem tak, ale wygodą na nadgarstku już nie bardzo. Z wyjątkiem jednego - Rolexa Datejust 36mm… - No kurczę - pomyślałem - to jest to. Jakby tak wygrać w totolotka, to kupiłbym sobie taki zegarek (zaraz po domu, samochodach, i innych rzeczach pierwszej potrzeby ) i już niczego więcej nie potrzebowałbym do noszenia na co dzień. No ale żeby wygrać w totolotka, to trzeba byłoby w niego grać, a ponieważ nie gram, to wiadomo. Z Rolexa nici
Zacząłem więc szukać czegoś w normalnej cenie, a jakościowo zbliżającego się do wspomnianego wyżej Rolexa. Po godzinach czytania recenzji, oglądania zdjęć i rozmów z żoną zdecydowałem się na bohatera tej małej recenzji, czyli malutkiego SARB-a 033 od Seiko.
Zegarek jest według opisu nieco większy od Rolexa, ale na nadgarstku tego nie widać - tak sprytnie wyprofilowano kopertę, że te dwa milimetry różnicy (Seiko ma 38mm) chowa się gdzieś na nadgarstku. W ogóle koperta to jakiś kosmos - pięknie wyprofilowana luneta, zaokrąglone uszy, a na kopercie, delikatna, szczotkowana "narośl". Tarcza czarna jak noc, wskazówki całe swoje piękno pokazują dopiero pod światło, kiedy widać, jak luma przedłużona jest cieniutkimi kreseczkami aż do samiutkich końców. Indeksy wykonane bardzo starannie i chyba są ze stali. Ale zabić się nie dam. Pod każdym z indeksów również znajduje się malutka kreseczka lumy, która nota bene świeci ładnie, ale nie za długo, no ale nie o to w tym zegarku chodzi. Jakby nie było lumy w ogóle, to i tak wybrałbym go za całokształt
Mechanizm ma numerek nieco większy niż "4", wkładane do 5-tek, czy tam innych SRP (do 5-tek to chyba nawet cały czas jeszcze 7S jest wkładany ), a mniejszy niż "8" z Grand Seiko. 6R15, bo o nim mowa, instalowany jest do większości Seiko ze średniej półki, między innymi wszystkich SARB-ów włącznie z "Alpinistami", czy nurków takich jak popularne Sumo. "Ludzie godajo", że niedokładny i głośny, ja na mój narzekać nie mogę. W ciągu ostatniego miesiąca opóźnia się około sekundę na dzień i to bez znaczenia w zasadzie, w jakiej pozycji go położę. To znaczy jakieś tam wahnięcia półsekundowe w różnych pozycjach są, ale nie jest 10 sekund, jak w przypadku 469 Orienta, czy 7S od Seiko 5. Rezerwa chodu jest słuszna, na pewno powyżej dwóch dni. Ile dokładnie - nie sprawdzałem. Książka serwisowa mówi, że 50 godzin minimum taki w pełni nakręcony sprzęt ma działać. Natomiast po dwóch dniach nienoszenia zegarek troszkę się spieszył, znaczy lubi wycisk i ma być nakręcony "na full".
Co do nakręcania, to koronką też można. Jakoś dziwnie to nakręcanie brzmi (wolę dźwięk nakręcania ST-25 w PZL-ce), ale ponieważ noszę, więc nie dokręcam i mi to nie przeszkadza. Koronka nie jest zakręcana, a wodoodporność ciągle zachowana na poziomie 10ATM, więc całkiem ok, bez strachu przed ukręceniem gwintu, którego nie ma.
Bransoletka jest fajna i wygodna, ale straaaasznie się rysuje od biurka, i zaraz będzie tak wyglądać, jak moja stara od Mako.
Ale po to przecież są zegarki, żeby je nosić, więc niech się rysuje na zdrowie
Pomocna recenzja. Również myślę nad zgrabnym EDC. Moje typy to 033 i 021. Z tym, ze w mojej opinii 021 ma lepszą kopertę. Jednak wciąż nie mogę jednoznacznie się zadeklarować, który wybrać. Macie może jakieś swoje zdjęcia porównawcze?
Pies czy kot?: pies Pomógł: 8 razy Wiek: 59 Dołączył: 21 Mar 2011 Posty: 383 Skąd: Gdynia
#9 Wysłany: 2015-11-30, 20:09
Dobra recenzja A zegarek jest zejebongo! Seiko rządzi! I mam podobne do Szanownego Autora spostrzeżenia w temacie korelacji między wygodą noszenia zegarka a jego wymiarami. Sam ulegam modzie i mam kilka "odważników" i jedną "patelnię" (choć akurat ją nosi się całkiem wygodnie). Ale jak chcę maksimum wygody, ubieram Roamera 37 mm lub Orisa 38 mm. I zapominam, że mam na ręku zegarek...
Pies czy kot?: pies Pomógł: 30 razy Dołączył: 13 Maj 2012 Posty: 2042 Skąd: zDolny Śląsk
#10 Wysłany: 2015-11-30, 20:22
Fajna recka, taka ode serca Z jednym się nie zgodzę. Mianowice, że Skx 007 czy Monster to jakaś chwilowa moda... W moim przypadku, szczególnie od tego drugie modelu, musiałem długo dojrzewać. Dziś uważam, że ani 007, ani Potwór (mam pierwszą wersję) w swojej kategorii nie mają konkurencji
Pies czy kot?: kot Pomógł: 5 razy Wiek: 50 Dołączył: 07 Sty 2012 Posty: 694 Skąd: Radomsko
#11 Wysłany: 2015-12-01, 10:24
Nooo, obserwując fora polskie i zagraniczne, popularność Monstera w ostatnich latach zdecydowanie spadła imo. SKX... tak, wiem, to klasyk. Ja mimo wszystko mając do wyboru Mako i ww. 007 zdecydowanie i za każdym razem wybrałbym Mako, przede wszystkim ze względu na wykonanie, chociażby zastosowanie nakładanych indeksów zamiast placków lumy. Ale rozumiem, że za legendę można wyłożyć kilka stówek z podobiznami umarłych królów więcej.
Ale żeby nie było, że odbiegliśmy za bardzo od tematu - SARB-a nadal noszę z przyjemnością. W zasadzie to nie wiem, czy będę w stanie kiedykolwiek sprzedać jakikolwiek z moich zegarków
I w końcu własne foto:
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach