Zegarek pojechał na gerlachowej bransolecie. Pogoda okazała się bardziej niż korzystna, a to w warunkach miejskich wpływa na perspirację, więc wybór okazał się jak najbardziej słuszny.
Foka odwiedziła swoich przodków - tutaj na tle foczego szkieletu (razem z oszczepem, który tę fokę zepsuł) z 3000 p.n.e. w Muzeum Narodowym w Helsinkach:

Wodoodporność poza prysznicem nie była testowana. Czytelności lumy też nie za bardzo miałem okazji testować, bo ni cholery nie chciało się zrobić ciemno.
Jedyny z mojego punktu widzenia minus Foki jako zegarka wakacyjnego, to brak dni tygodnia. Na urlopie jestem na tyle wybity z rytmu dnia codziennego, że nie mam bladego pojęcia jaki dzisiaj jest dzień. Sytuację trochę ratowała data. Co interesujące - przyzwyczaiłem się do pracy bezela. Pzy odmierzaniu przysłowiowych jajek na twardo spisywał się idealnie.
Tu w natłoku atrakcji:

Podsumowując - kawał fajnego, wygodnego zegarka, chociaż gdy po powrocie założyłem dzisiaj Big Mako, to poczułem się jakbym jakąś 38mm garniturę założył.
Na deser protoplaści Suunto:

Pozdrawiam
Eryk