Vademecum sprzedawcy zegarków
Odpowiedz do tematu

:
Uzop napisał/a:
Jacek., Dziękuję będę się na Twoim planie kompendium opierał


W razie potrzeby służę pomocą.

Gboo.

:
prezesso79 napisał/a:
Co do OCDC - bo to też napisałeś Blaz... a gdzie pracuje Filip? bo myślałem, że tam - a on to raczej ma kompetencje...

Tak, Filip pracuje w OCDC. Tak jak pisałem - ja trafiłem na jakąś panią i znała co najmniej dostępne modele, o to pytałem i się dowiedziałem, więc nie narzekam :)

Pupcia rubcia salcesonik, heloł beloł w dupę słonik!
Blaz
[Usunięty]
:
prezesso79 napisał/a:


Co do OCDC - bo to też napisałeś Blaz... a gdzie pracuje Filip? bo myślałem, że tam - a on to raczej ma kompetencje...


Pani była. :wink:

Naklejki też. :lol:

Ostatnio zmieniony przez Blaz 2012-05-09, 16:29, w całości zmieniany 1 raz
:
Wizyta w salonie jest stresująca* bo sprzedawca patrzy się jakby bał się że mu zaraz sklep okradną
- W czym mogę pomóc - przynieś 10 kg ziemniaków ;) mam mieszkanie do pomalowania ;)
Mi się podoba jak ktoś mnie pyta czy interesuje mnie jakiś zegarek - jasne w końcu jestem uzależniony od nich :)

* strasznie Was kumotrowie ten temat zestresował .

:
no ale Filip też.

Skate or die!
Blaz
[Usunięty]
:
Prezes, coś ty się tak na niego uparł? :shock:

Znam Eye lipa jako admina gmt. Bardzo słabego admina - mówiąc baaardzo łagodnie. Na temat jego pracy nie wypowiadam się, bo nic o tym nie wiem. I na trójkąt z nim mnie nie namówisz. Naprawdę. :cool: :lol:


Cytat:
Kiedyś myślałem, że wraz z nadejściem w Polsce wolności gospodarczej nadejdzie radykalna zmiana w zachowaniu sprzedawców i sprzedawczyń. Radykalna, bo miały minąć czasy, w których sprzedawca to pan i władca, a klient to ten, który marzy o chwili, w której będzie mógł sprzedawcy zadać pytanie bez obawy, że dostanie mokrą ścierą w twarz. I w rzeczy samej radykalna zmiana nastąpiła, ale wnet poznałem, że są miejsca, w których nie zmieni się w tej sprawie nic. Takie skanseny PRL-owskiej uprzejmości.

Modę lub - jak kto woli - przymus uprzejmości wprowadziły hipermarkety. Pamiętam ten początkowy szok, gdy sprzedawca zaczął mówić "proszę, przepraszam". Teraz to norma, ale miła norma. Malutkie sklepiki też nie stronią od uprzejmości, bo się opierają głównie na klientach znanych z imienia. "Pani Jadziu, mam dla pani świeży koperek! Panie Józefie - kalarepka taka jaką pan lubi!". Bez tych więzów taki mały sklepik przestałby istnieć.

Mam wrażenie, że najgorszy jest środek. Takie sklepy większe od tych osiedlowych, gdzie wkrada się już anonimowość klienta, ale mniejsze od hipermarketów, które odgórnie każą dbać o klientów. Takie sklepy jak Biedronka, społemowskie samy. Obsługa tego typu sklepów jest chyba wybierana na zasadzie selekcji negatywnej.

Już nie raz opisywałem jak wchodząc do sklepów warszawskiej sieci MarcPol od razu jestem traktowany jak potencjalny złodziej. Gdy idę pomiędzy półkami trochę dalej przemyka sprzedawczyni uważnie patrząca na moje ręce. Odburkiwania jako odpowiedź na moje pytanie to już norma. Tak samo jak rozkładanie rąk na widok banknotu o większym nominale i kazanie "iść gdzieś rozmienić, bo ja go nie przyjmę". Ale mimo wszystko nie spotkałem się jeszcze z bezpośrednią agresją słowną...

Byłem wczoraj z Inią w sklepie. Taki właśnie średni market. Carrefour Express to się teraz nazywa, wcześniej Albert. Stoisko mięsno-serowe. Jedna ekspedientka, która już na pierwszy rzut oka ma ochotę kogoś zamordować. Kolejka duża. Poproszę o 30 deko tego sera! Morderczyni łypie spod oka, bierze ser na krajalnicę, kroi, rzuca na papier, waży i rzuca zawiniątko. Kobieta, która poprosiła o ser, patrzy na metkę i mówi: Ale ja prosiłam o 30 deko, a pani mi zważyła 15. Proszę dokroić. Morderczyni, gdyby mogła to pewnie już by ją zamordowała, ale bez słowa bierze ponownie ser, kroi i znów rzuca zawiniątko o wadze 15 deko. Może być? - syczy. Może.

Następny był staruszek. 20 deko kiełbasy. Zważyła 30 deko. Musiała odjąć. To wszystko powtórzyło się i trzeci raz. Czwarty stał jakiś robotnik z pobliskiej budowy. Poplamione ubranie robocze - fakt. Ale grzeczny był, nie klął, nie wadził nikomu. Poprosił o 40 deko sera. Zważyła mu 20. Poprosił o dokładkę. W tym momencie morderczyni wybuchła: "Nie zważę! Bierze czy nie???". Powiedział, że nie, bo chciał 40, a nie 20 deko. Wyszarpnęła mu ten ser z krzykiem: "Nie, to nie!".

Tuż obok stała jakaś inna, starsza, sprzedawczyni. Robotnik zwrócił się do niej: "Słyszy pani jak pani koleżanka odnosi się do klientów?". Na to ona: "Rzeczywiście przesadziłaś.". Morderczyni z krzykiem: "Bo nie będzie mi jakiś brudny robol rozkazywał!".

Zapadła niezręczna cisza. Robotnik odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku punktu obsługi klienta. Kolejka czekających przy owym stoisku przerzedziła się. A mi było zwyczajnie głupio i wstyd, że takie słowa w ogóle padły.

Dobrze, mogę zrozumieć, że ktoś ma zły dzień, popsuty od rana humor i w ogóle najchętniej by wszystkich dookoła zadźgał i poćwiartował. Ale chamstwa to nie usprawiedliwia z pewnością.

:
Naprawdę nie macie dobrych wrażeń po żadnej wizycie w salonie?
Mi zdarzyło się parę razy wyjść z salonu zadowolonym poziomem obsługi, mimo, że nic nie kupiłem
Ale nie starałem się na siłę wykazać braku wiedzy sprzedawcy, po prostu podchodziłem do nich życzliwie, o ile spotykałem się z uprzejmą obsługą.
Pamiętam bardzo fajną pogawędkę o ATMOSie, którego oczywiście nie kupiłem :lol:
Ale faktem jest, że niestety takie sytuacje zdarzają się rzadko, zazwyczaj ładna Pani niewiele umie powiedzieć o sprzedawanych zegarkach. Jednak nie skłania mnie to do pokazania jej tego, jakoś nie sprawia mi to przyjemności.

Witajcie na Forum chinawatches.
Przynależność do forum nie jest obowiązkowa.
:
Ja mam dobre wrażenia z wizyty w salonie...
Znalazłem na all gw9100, do kupienia w W-wie.
Pojechałem do salonu TT w BlueCity.
Wszedłem do salonu, powiedziałem w jakiej sprawie jestem.
Pan poszedł na zaplecze, przyniósł pudełko, pokazał co w środku.
Zapłaciłem, podziękowałem i wyszedłem...
Miło, sympatycznie, szybko :grin:

:
mnie też się zdarzyło wyjść zadowolonym z Apartu w Łodzi. Nawet raz wpadłem na zwykłą pogawędkę o zegarkach, kiedy żona robiła zakupy.

A na Filipa się uparłem, bo się zdziwiłem - ma dużą wiedzę zegarkową a wymieniłeś, Blaz, salon, w którym pracuje, jako jeden z tych niekompetentnych. :?:
Chyba, że akurat był na urlopie...

a jego poziom administrowania gmt nie ma tu nic do rzeczy.

Skate or die!
Blaz
[Usunięty]
:
Ja się zraziłem do sklepów po serii takiej w sumie z początków mojej pasji. Najpierw w TT zegarmistrz tak mi założył wskazówki w Monsterze, że wypadły po kilkunastu krokach. Reklamacji nie chciał uznać, bo "wyszedłem już ze sklepu". Potem tego samego Monstera kobitka w Pieśkiewiczu porysowała, gdy nożem zakładała teleskopy. Co ciekawe - ta sama kobitka potrafiła ze mną wtedy porozmawiać dość dobrze o diverach Seiko. Wiedza więc nie poszła u niej w parze z umiejętnościami.

Z racji wykonywanego zawodu zwiedzam za to sklepy kłaliterne z innej dziedziny. Zresztą tu była poruszana i kiedyś pisałem o Bentleyu. :mrgreen: I zauważam niestety kolosalną różnicę w poziomie wiedzy między takimi salonami, a sklepami zegarkowymi. I tłumaczę to sobie właśnie tak, że oni są nastawieni generalnie na niewyrobionych klientów i wiedza, która wystarcza na obsługę pana, który chce kupić zegarek do krawata czy na imieniny, już nie wystarcza na kogoś, kto chce wiedzieć więcej.

prezesso79 napisał/a:


A na Filipa się uparłem, bo się zdziwiłem - ma dużą wiedzę zegarkową a wymieniłeś, Blaz, salon, w którym pracuje, jako jeden z tych niekompetentnych. :?:
Chyba, że akurat był na urlopie...

a jego poziom administrowania gmt nie ma tu nic do rzeczy.


No to ci odpowiedziałem, że pani była, a jego znam tylko z tego administrowania. Wystarczy? :lol:

Ostatnio zmieniony przez Blaz 2012-05-09, 17:28, w całości zmieniany 2 razy
Blaz
[Usunięty]
:
Chcę dodać, że podobny temat mamy tutaj:

http://www.chinawatches.p...?t=5884&start=0

I tam znalazłem taki oto mój post:

Ehm... To może ja zacznę.

Po raz pierwszy chcę kupić zegarek w polskim sklepie stacjonarnym. Przepraszam. Wiem, wielu przez to zawiodłem. :oops: To mi się chyba zrobiło od momentu, gdy dostałem drogą wymiany DW-5000 kupiony w polskim Zibi Bońku. Straciłem wtedy dziewictwo. :oops:

Model, który chcę kupić, podobnież można było zobaczyć w jakimś sklepie w Złotych Tarasach. Pojechałem tam więc.

Wszedłem do salonu nazwanego nie wiedzieć czemu Swiss. Plakaty na zewnątrz walą po oczach rzeczoną marką. W środku zegarki tej marki, owszem są, ale tego konkretnego modelu nie ma. Jest inny na Ecie 2824-2.

Zwracam się do sprzedawcy: "Przepraszam czy nie ma pan modelu nie na Ecie 2824-2, ale na Ecie 2836-2?"

Sprzedawca: "Proszę?"

Ja: "Czy innych automatów tej firmy pan nie ma?"

S: "Chwileczkę, popatrzę w katalog. Czy o ten panu chodzi?".

Ja: "Nie. To jest kwarc. I do tego chrono."

S: "Na jakim automacie?"

Ja: "Na Ecie 2836-2"

S (Po dłuższym przeglądaniu katalogu): "A gdzie ten model Pan widział?"

Ja: "W Internecie".

S (Po dłuższym zastanowieniu się): "Proszę pana. Moim zdaniem jednak ten model, który pana interesuje, wychodzi tylko w kwarcu."

Ja: "Aha. Dziękuję za fachową poradę. Na drugi raz przyjdę z wydrukowanym zdjęciem".

Udałem się do innego sklepu. Time Trend, chociaż trendów w zegarkach to on raczej nie wyznacza. Wielkie plakaty informujące, że są oficjalnymi dealerami tej firmy. W środku... trzy sztuki zegarków tej firmy.

Udałem się wreszcie do innego sklepu, w którym niektórzy Od Czasu Do Czasu. :mrgreen: Zegarek był. Bardzo miła pani pomogła mi przymierzyć. Cena? O 1/4 droższa niż w innych polskich sklepach, ale internetowych.

Jak widzicie ja naprawdę chciałem kupić zegarek w polskim sklepie. Tylko że nie kupię zegarka, którego nie ma - to po pierwsze. A po drugie - nie jestem jeszcze aż takim altruistą, żeby dawać pińcet złotych więcej tylko dlatego, że to sklep i polski, i stacjonarny. :mrgreen:

:
No bo, panowie, tu wszystko rozbija się o pasję...
Pojadę trochę "off-road", ale od tego się wszystko zaczyna. Ze swojego podwórka przytoczę, że mamy programistów. Jedni robią dobrze, doczytują, szukają rozwiązań, ba! Nawet szukają, czy ktoś już tego nie napisał lepiej niż oni i czy nie można byłoby się powzorować. A jak tester błąd znajdzie, to czerwienią się jak burak, bo nie zauważyli. Mimo że tester jest dobry i krytykuje produkt, a nie człowieka. A drudzy - w pracy o dziewiątej, potem śniadanko, potem kawka, potem trzeba siąść do roboty. Ale zaraz zaraz... Przecież już jedenasta, toż to za godzinę przerwa obiadowa. Po obiedzie - wiadomo: kawka, bo spać się chce. I to kijowa ta kawka. Nie mogliby kupować lepszej? W zasadzie robotę się zaczyna o czternastej, no i szybciutko szybciutko, bo o siedemnastej dziecko z przedszkola trzeba odebrać. Kod pisany szybko i byle jak, bo przecież jest tester, który znajdzie i się wtedy poprawi. A jak nie znajdzie, to klient znajdzie, no ale przecież jest maintenance, no nie ;) A wypłata na koncie co miesiąc i można się pochwalić, że stać cię na postawienie ochnastu piw w klubie i ładne cabrio. Poniemieckie. Ot i jedna strona medalu.

Teraz druga. Przykład zachodni, ale w Polsce to też się zdarza, i to wcale nie tak rzadko. Przejmowaliśmy część softwaru z USA. Ci z USA (też panienki do wynajęcia, jak my) zostali, że tak brzydko powiem, wychuchani na maxa, bo dowiedzieli się od firmy wynajmującej, że oni już nie, bo nie. Co zrobiłby człowiek zdrowy psychicznie w potocznym rozumieniu? A pieprznąłby zabawki w kąt i poszedł na ryby. A ci co? Potrafili lepsze wykłady robić niż kiedykolwiek słyszałem na uniwersytecie. Potrafili zostawać po godzinach i roztrząsać z nami problemy, o których my nigdy w życiu nie słyszeliśmy. Potrafili nie przespać nocy, żeby przyjść na rano z gotowym rozwiązaniem. Pasjonaci... I teraz najważniejsze: jako pasjonaci zostali zatrudnieni od początku. Dla nich to, że za chwilę będą musieli szukać nowej pracy schodziło na drugi plan. I szczerze mówiąc nie sądzę, żeby ze znalezieniem pracy mieli jakikolwiek problem.
W większości przypadków, które opisujecie, żadne szkolenia nie pomogą. Z całym szacunkiem - jakby mi zależało na pracy, to sam bym się doszkolił, chociażby zarywając niejedną noc, choć nie sądzę, żeby to było konieczne.

Odpowiadając na pytanie zadane przez autora wątku: zacznij zatrudniać ludzi z pasją. Reszta dopowie się sama.

Ufff..... :cool:

Blaz
[Usunięty]
:
adventure napisał/a:

W większości przypadków, które opisujecie, żadne szkolenia nie pomogą. Z całym szacunkiem - jakby mi zależało na pracy, to sam bym się doszkolił, chociażby zarywając niejedną noc, choć nie sądzę, żeby to było konieczne.

Odpowiadając na pytanie zadane przez autora wątku: zacznij zatrudniać ludzi z pasją. Reszta dopowie się sama.

Ufff..... :cool:


+10000

Dla znakomitej większości sprzedawców w Polsce nie ma znaczenia fakt, że sprzedają zegarki. Dziś zegarki, jutro kapusta, pojutrze AB Gymnic.

:
Blaz napisał/a:
Dziś zegarki, jutro kapusta, pojutrze AB Gymnic.


święte słowa...dlatego jak zegarmistrz to tylko 60+...

G. Gerlach - polskie zegarki

Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!
:
Blaz napisał/a:
właśnie tak, że oni są nastawieni generalnie na niewyrobionych klientów i wiedza, która wystarcza na obsługę pana, który chce kupić zegarek do krawata czy na imieniny, już nie wystarcza na kogoś, kto chce wiedzieć więcej.

Niestety tych pierwszych jest 99% więc po co sie wysilać...
Plus to co powiedział adventure właściwie wyczerpuje temat: +1000 :wink:

Skate or die!
Odpowiedz do tematu
Skocz do:  

Pełna wersja forum
Powered by phpBB © phpBB Group
Design by Vagito.Net | Lo-Fi Mod.