Albo o pogoni za marzeniem...
Był pewnie koniec ubiegłego wieku a może początek obecnego (nieźle to zabrzmiało, ale nie będzie kombatanckich wspomnień, znaczy nie będzie ich za wiele

Kiedy więc kilka lat temu udało mi się znaleźć na przedświątecznych wyprzedażach w USA „moje” Rado, pytaniem nie było czy a które, bo, że czarne i ze złotem, to było oczywiste!
Wybrałem to najbardziej przypominające zegarek z moich wspomnień. Doliczając nieuniknione cło, VAT itd. okazało się, że to będzie mój najdroższy zegarek. Kiedy po kilku dniach odbierałem swój świąteczny prezent (nie zdążył na Gwiazdkę, ale przyszedł między świętami a Nowym Rokiem), ciągle jeszcze zastanawiałem się, co mnie napadło, że kupiłem tak drogi zegarek. Gdzie się podziały wcześniejsze, składane sobie obietnice, że nie będę kupował zegarków droższych niż... no dobra droższych niż... no dobra, ale ani złotówki więcej niż...
Ale kredytu nie wziąłem, kupiłem za swoje... Można więc otwierać.
Biały karton z dumnym Rado Switzerland, czarne, tekturowe pudełko z tłoczonym dumnym Rado Switzerland w nim jeszcze jedno pudełko z tłoczonym (i lakierowanym) dumnym Rado Switzerland. W środku trzeciego pudełka też dumne Rado Switzerland. Ot Matrioszka albo może raczej jajko-niespodzianka. Z tym tylko, że tym razem wiedziałem, jaka zabawka czeka na mnie w środku


Kłopot pierwszy – czyli z czym to nosić?
To była moja pierwsza myśl, kiedy drżącymi rękami, żeby nie stłuc

Druga myśl, a w nosie, ze wszystkim go będę nosił, jest piękny!
Tak, ten zegarek jest piękny: ceramiczna koperta, szafirowe, podwójnie wygięte szkło, bez lunet, bezeli i takich tam, nikomu niepotrzebnych ochraniaczy, przykrywające całą kopertę (jaką średnicę ma kula, z której oni te szkła wycinają?

A... Z czym nosić? Ja noszę ze wszystkim, w czym chodzę, zaznaczam, że nie chodzę w dresach


No tak – serwis i ceramika, czyli...

Chłopie, kupiłeś sobie zegarek ze szkła! Mam kłopot drugi...
Rado? Ja ci w tym baterii nie zmienię - powiedział mój zaprzyjaźniony zegarmistrz na pomysł nowego zakupu. Nie to nie, pomyślałem i kupiłem mechaniczny. Pięknie zdobiony mechanizm z certyfikatem COSC można oglądać przez przeszklony, szafirowy dekiel.
Ale nie chciałbym być w skórze zegarmistrza, kiedy będzie demontował wskazówki i rozbierał mechanizm. To na szczęście jeszcze przez jakiś czas przed nim, ale bransoletę trzeba skrócić, bo na kawał łapy jest... Więc telefon do majstra a majster: eeee nieee... bo to nowe i może lepiej, żeby serwis, bo to delikatne a on kiedyś miał tak zapieczoną, że coś tam...
No to faktycznie problem, myślę sobie i siadam do youtuba. Raz patrzę, drugi raz... No nie wygląda to na jakoś zabójczo trudne, więc rozkładam swój podręczny warsztacik przed ekranem laptopa i do dzieła! Nie powiem, miałem trochę stracha, ale tylko do bezproblemowego wyjęcia pierwszego pinu i poznania budowy bransolety. Później pozostało porozkładać i poskładać całość od nowa. Naprawdę nie jest to skomplikowane. Serwisować nie będę, ale bransoletkę sobie zwężam i poszerzam bez problemów. Nie obawiam się także ani o szkło ani o ceramiczną kopertę czy bransoletę. Dwa razy w życiu stłukłem szkło (jakieś 45 lat codziennego noszenia zegarków) a spiek, z którego jest wykonana koperta i bransoleta jest wyjątkowo wytrzymały nie tylko na zadrapania, ale także na uderzenia. Jeśli faktycznie uderzę zegarkiem na tyle mocno, że uszkodzę jakąś ceramiczną część, to tak samo uszkodziłbym stalowy zegarek lub jego szkło i z pewnością oddałbym go wtedy do serwisu.
Za to do tej pory mój zegarek, mimo że jest naprawdę często noszony, tzn. tak średnio raz w tygodniu, nie ma najmniejszego śladu używania. Czy to z lupą, czy pod światło, czy ze światłem, szukajcie, a nie znajdziecie



Pochwalić by się wypadało na forumie. Kłopot trzeci – czyli jak diabłu zrobić zdjęcie?
Odpowiedź jest prosta niedasie. No nie da się i już. To tak, jakbyś chciał fotografować lustro. Bo powierzchnia tego zegarka to jedno wielkie, czarne lustro. Możesz go oczywiście komponować z czymś innym, tła, rekwizyty, ale zrobienie sprzedażowego, katalogowego zdjęcia bez odbić według mnie jest niewykonalne. W złości polazłem nawet do profesjonalnego studia z wielkim, bezcieniowym namiotem, kolekcją lamp i doświadczonym fotografem. I nie da się

Czy to źle? Nie, nic w tym złego, mało tego, co jakiś czas mu powtarzam sesję, kiedy przyjdzie mi nowy pomysł. Pomysły co prawda przychodzą coraz rzadziej, ale może kiedyś coś mnie olśni, coś więcej niż odbicie z lampy błyskowej


Nie będzie tym razem nic o tajemnicy spieku ceramicznego, sposobie cięcia takiego szkła, parametrach, wymiarach i dokładnościach, cenach i porównaniach. Nie ma takiej potrzeby, wszystko można sobie wyguglać, a w przypadku tego zegarka wszelkie technikalia to oboczności. Tutaj liczą się tylko perfekcja detali i emocje ukryte w spojrzeniach od pełnych zachwytu (nieliczne), przez te pełne niepewności, o co tu chodzi i jak mu (znaczy mnie) powiedzieć, że to brzydkie a za tyle kasy, to brzydkie do sześcianu, aż do tych jawnie kpiących, mówiących chłopie, na łeb upadłeś i weź ty się lecz albo zawiąż sobie wstążeczkę na brodzie.
Wyleczyć się nie da, na szczęście

Nic nie zastąpi ceramiki, jej ciepła i jakiejś, nie wiem jak to nazwać, miękkości, delikatności jedwabiu przy dotyku, jej wygody przy noszeniu, trudności przy fotografowaniu. Bardzo lubię dotykać ten zegarek, głaskać jego lustrzaną, ciepłą powierzchnię, bardzo lubię obserwować załamania światła na wskazówkach i indeksach, oglądać obracanie się kotwicy.
Nic nie jest równie eleganckie, jak połączenie czerni i różowego złota, nic, poza kilkoma koncertami, nie jest tak piękną muzyką dla ucha, jak cykanie zegarkowego mechanizmu,chyba, że jesteś saperem

