Stwierdzenie " na tarczy się dużo dzieje " już padło kilka razy na forum .
I tym razem jest nie inaczej ale to zegarek tematyczny i ta kategoria rządzi się swoimi prawami .
Łukasz , dzięki za reckę .
Odpowiedz do tematu
:
:
Łukasz, ważne że Tobie się podoba i że jesteśpanzadowolony!
:
...kompletnie nie moja bajka, ale to nie mi ma się podobać...
:
Nie, on mi się nie podoba. Ja go kupiłem właśnie ze względu na tą historię. Pewnie go sprzedam, ale cel, który sobie założyłem, został osiągnięty. Zegarek w jakiś sposób związany z polską został opisany na polskim forum. Można to nazwać durnym sentymentem, ale ja już tak mam, że często wyszukuję polskie akcenty w różnych sytuacjach i różnych przedmiotach.
Santino napisał/a: |
Łukasz, ważne że Tobie się podoba i że jesteśpanzadowolony! |
Nie, on mi się nie podoba. Ja go kupiłem właśnie ze względu na tą historię. Pewnie go sprzedam, ale cel, który sobie założyłem, został osiągnięty. Zegarek w jakiś sposób związany z polską został opisany na polskim forum. Można to nazwać durnym sentymentem, ale ja już tak mam, że często wyszukuję polskie akcenty w różnych sytuacjach i różnych przedmiotach.
:
No jak Ci się nie podoba, to zmienia postać rzeczy.
Co do samego akcentu, to ok, ale ten akcent polski, to taki bardzo subtelny moim zdaniem jest...
Co do samego akcentu, to ok, ale ten akcent polski, to taki bardzo subtelny moim zdaniem jest...
:
Na temat zegarka nie wypowiadam się, bo chyba wszystko zostało powiedziane. I skoro nie podoba się nawet właścicielowi to już nie ma nic do dodania
Recenzję przeczytałem dwa razy i jakoś nie mogłem się dopatrzeć akcentów polskich w samym zegarku
No ale cóż każdy chwyt marketingowy jest dobry. Są firmy, które na dorabianej historii opierają cały marketing
Recenzję przeczytałem dwa razy i jakoś nie mogłem się dopatrzeć akcentów polskich w samym zegarku
No ale cóż każdy chwyt marketingowy jest dobry. Są firmy, które na dorabianej historii opierają cały marketing
:
Podoba mi się mniej niż KingFisher.
To nie Ward podkreśla, że jest tu akcent polski. To ja to podkreślam. Mówienie więc w tym przypadku o chwycie marketingowym jest co najmniej nieporozumieniem.
wahin napisał/a: |
Recenzję przeczytałem dwa razy i jakoś nie mogłem się dopatrzeć akcentów polskich w samym zegarku |
Cytat: |
Warto pamiętać, że spośród 55.573 wojskowych, którzy zginęli w Bitwie o Anglię, około 17000 z nich to cudzoziemcy. Zdecydowana większość pochodziła z tzw. Imperium Brytyjskiego: Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy, Hindusi i Afrykańczycy. Byli też jednak Polacy, Wolni Francuzi, Norwegowie, Amerykanie. Nie może być żadnych wątpliwości, że bez ich bezinteresownej wojska nie byłyby w stanie utrzymać odpowiedniego tempa operacyjnego. |
To nie Ward podkreśla, że jest tu akcent polski. To ja to podkreślam. Mówienie więc w tym przypadku o chwycie marketingowym jest co najmniej nieporozumieniem.
:
Nawiasem mówiąc, podczas Bitwy o Anglię dywizjon 303 nie latał na "Spitfire'ach", tylko "Hurricane'ach".
Tak wyglądała Zina aka Zinajda.
:
Ostatnio zmieniony przez Zinajda 2011-05-20, 12:33, w całości zmieniany 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Zinajda 2011-05-20, 12:33, w całości zmieniany 2 razy
Tak wyglądała Zina aka Zinajda.
:
To raczej nie jest zdanie żołnierzy frontowych, lotników i marynarzy. Oni ne walczylo o stanowiska i majątki w "wolnej Polsce", jak "waleczni" z Rubensa. Z książek i rozmów (Panów Skalskiego i Łokuciewskiego znałem osobiście) przebija beznadzieja: świadopmość że trzeba walczyć, bo brytyjskie wojsko to ostatnie miejsce na świecie, gdzie jeszcze ich potrzebują, gdzie można czoś znaczyć.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że w ostatnim roku wojny jednostki polskie byłu o krok od buntu, gdy Anglicy nieopatrznie zezwolili rządowi emigracyjnemu na zmienianie polskich dowódców frontowych: wysyłano tam rzydupasów by zdobywali zasługi. Oprócz tego upychano w jednostkach przedwrześniowa konkurencję z wyzolonych oficerskich obozów jenieckich; często ci panowie przychodzili do jednostek jako równoległy sztab - z własnym dowódcą, własną komendą.
Dość mieli już od czasów ujawnienia Katynia: wojna wymagała sojuszu z Sowietami, a klika egzotycznych politykierów na łaskawym chlebie nie chciała tego przyjąć do wiadomości i uprawiała własną politykę. Nie oszukujmy się - rząd londyński nie reprezentował sobą siły militarnej: polskie wojsko było polskie tak samo jak armia indyjska.
A postąpili z Polakami tak, jak i z restą armii: w czasie pokoju bohaterów nie potrzeba, tym bardziej, że zawsze po wojnach zostaje duża liczba żołnierzy nie mogąca się przystosować. Tyle, że oobywatele Imperium mieli gdzie wracać, zaś Polacy niezbyt. O ile oficerom oferowano różne opcje, fakt, że mało atrakcyjne dla cudzoziemca z innej bajki, to dla zwykłego wojska były do wyboru różne postaci kopa. Majstersztykiem był "polski korpus przysposobienia", który miał prowadzić nauke prostych fachów cywilnych i wysyłać Polaków do pracy przy odbudowie Niemiec.
Co się dziwić: Imperium istniało tyle czasu głównie dlatego, że kryteria honoru były stosowane tylko między brytyjskimi dżentelmenami.
A w tle sytuacja po wojnie bardzo szybko zaczęła się zmieniać: w wielu częściach imoperium i koloniach holenderskich dalej siedzieli Japończycy - po prostu nie mieli czym wracać do domu - a ludność niezbyt już życzyła sobie władzy dawnych panów. Hasło "Azja dlka Azjatów" okazało sie skuteczne.
BTW dochodiłao do niezłych komedii: w Indonezji lądujący Brytyjczycy dostali taki łomot od miejscowych, że prosili o pomoc jednostki japońskie. Pewien brytyjski dowódca wystąpił z wnioskiem o krzyż DFC dla japońskiego dowódcy kompanii.
Kogo obchodzili jacyś Polacy? Co wybitniejszym zaoferowano służbę, niektórzy przyjęli, a po tych co odmówili spuszczono wodę.
Żeby nie było iż wszyscy poltycy brytyjscy byli spookojni i sensowni: pewien dość znany członek Izby lordów pisał (w wolnym przekładzie) że "gorzkie zmagania z bratnim narodem niemieckim w szczytowym okresie wymagały posłużenia się nawet słowiańskimi ludami prymitywnymi".
Ciekawe i charakterystyczne były też losy pomniejszych piesków z Rubensa i okolic. Mąż ciotki, Szkot, były kapitan piechoty, pracował jako "detektyw hotelowy" bodaj w Astorii. W latach 60 odwiedził go polski kolega i poprosił o wyjednanie w dyrekcji pracy dla 6 -8 osób, starszych panów o godnej prezencji - byłych majorów i pułkowników, wyspecjalizowanych w polerowaniu sreber. Nazywali to "srebrną dywizją"
A zegarek - jak zegarek; ten model wybrali sobie na pamiątkowy, co sobie na tarczy życzyli, to dostali - to i wyszedł troszkę ogródek jordanowski.
J.
Ostatnio zmieniony przez Jacek. 2011-05-20, 20:37, w całości zmieniany 3 razy
Blaz napisał/a: |
Nie było tak. Oni cały czas myśleli, że są w Anglii na kilka lat. Że lada moment wrócą do Polski. Nie integrowali się, byli zamkniętą grupą z coraz większymi żądaniami. I niestety myśleli, że są pępkiem świata. Nie tylko Polacy tam walczyli. |
To raczej nie jest zdanie żołnierzy frontowych, lotników i marynarzy. Oni ne walczylo o stanowiska i majątki w "wolnej Polsce", jak "waleczni" z Rubensa. Z książek i rozmów (Panów Skalskiego i Łokuciewskiego znałem osobiście) przebija beznadzieja: świadopmość że trzeba walczyć, bo brytyjskie wojsko to ostatnie miejsce na świecie, gdzie jeszcze ich potrzebują, gdzie można czoś znaczyć.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że w ostatnim roku wojny jednostki polskie byłu o krok od buntu, gdy Anglicy nieopatrznie zezwolili rządowi emigracyjnemu na zmienianie polskich dowódców frontowych: wysyłano tam rzydupasów by zdobywali zasługi. Oprócz tego upychano w jednostkach przedwrześniowa konkurencję z wyzolonych oficerskich obozów jenieckich; często ci panowie przychodzili do jednostek jako równoległy sztab - z własnym dowódcą, własną komendą.
Cytat: |
Nie dziwię się, że po kilkunastu latach Anglicy mieli ich dość. |
Dość mieli już od czasów ujawnienia Katynia: wojna wymagała sojuszu z Sowietami, a klika egzotycznych politykierów na łaskawym chlebie nie chciała tego przyjąć do wiadomości i uprawiała własną politykę. Nie oszukujmy się - rząd londyński nie reprezentował sobą siły militarnej: polskie wojsko było polskie tak samo jak armia indyjska.
A postąpili z Polakami tak, jak i z restą armii: w czasie pokoju bohaterów nie potrzeba, tym bardziej, że zawsze po wojnach zostaje duża liczba żołnierzy nie mogąca się przystosować. Tyle, że oobywatele Imperium mieli gdzie wracać, zaś Polacy niezbyt. O ile oficerom oferowano różne opcje, fakt, że mało atrakcyjne dla cudzoziemca z innej bajki, to dla zwykłego wojska były do wyboru różne postaci kopa. Majstersztykiem był "polski korpus przysposobienia", który miał prowadzić nauke prostych fachów cywilnych i wysyłać Polaków do pracy przy odbudowie Niemiec.
Co się dziwić: Imperium istniało tyle czasu głównie dlatego, że kryteria honoru były stosowane tylko między brytyjskimi dżentelmenami.
A w tle sytuacja po wojnie bardzo szybko zaczęła się zmieniać: w wielu częściach imoperium i koloniach holenderskich dalej siedzieli Japończycy - po prostu nie mieli czym wracać do domu - a ludność niezbyt już życzyła sobie władzy dawnych panów. Hasło "Azja dlka Azjatów" okazało sie skuteczne.
BTW dochodiłao do niezłych komedii: w Indonezji lądujący Brytyjczycy dostali taki łomot od miejscowych, że prosili o pomoc jednostki japońskie. Pewien brytyjski dowódca wystąpił z wnioskiem o krzyż DFC dla japońskiego dowódcy kompanii.
Kogo obchodzili jacyś Polacy? Co wybitniejszym zaoferowano służbę, niektórzy przyjęli, a po tych co odmówili spuszczono wodę.
Żeby nie było iż wszyscy poltycy brytyjscy byli spookojni i sensowni: pewien dość znany członek Izby lordów pisał (w wolnym przekładzie) że "gorzkie zmagania z bratnim narodem niemieckim w szczytowym okresie wymagały posłużenia się nawet słowiańskimi ludami prymitywnymi".
Ciekawe i charakterystyczne były też losy pomniejszych piesków z Rubensa i okolic. Mąż ciotki, Szkot, były kapitan piechoty, pracował jako "detektyw hotelowy" bodaj w Astorii. W latach 60 odwiedził go polski kolega i poprosił o wyjednanie w dyrekcji pracy dla 6 -8 osób, starszych panów o godnej prezencji - byłych majorów i pułkowników, wyspecjalizowanych w polerowaniu sreber. Nazywali to "srebrną dywizją"
A zegarek - jak zegarek; ten model wybrali sobie na pamiątkowy, co sobie na tarczy życzyli, to dostali - to i wyszedł troszkę ogródek jordanowski.
J.
Ostatnio zmieniony przez Jacek. 2011-05-20, 20:37, w całości zmieniany 3 razy
:
W zasadzie nie dodałbym niczego więcej od siebie.
:
Sylwek,jak Ci wpadnie w ręce "Na imie jej było Lily" Tymieneickiego - łap. Ten sypnął szczególików, że aż morda sie cieszy. Oprócz tego dobrze i z jajam napisane.
J.
J.
:
Ba
Przeciez Hitler nie byl idiotą. Nie bez powodu z wielką przykrością zaakceptował szybką i mało niszczącą kampanię przeciewko bratniej Wielkiej Brytanii. Uczucie to zreszta nie było bezwzajemne - gdy dżentelmen FDR raczył zaanonsować, że jego zdaniem należy po zakończeniu wojny odstrzelic co najmmniej 100 000 SSmanów, Winston musiał być jeszcze w miarę trzeźwy. I tylko jego głosne obiekcje sprawiły, że Franklin pojednawczo stwierdził, że jesli ich sami się brzydzą rozstrzelać, to lepiej ich oddać Stalinowi ... Co, suma sumarum, wyszlo inkryminowanym na zdrowie, nomen omen - z odstrzelenia tylogłowia ciężko się wychodzi, a z Workuty jednak w latach '50 bywało im wracać. Budująca się właśnie Republika Federalna potrzebowała fachowców
Jacek. napisał/a: |
że "gorzkie zmagania z bratnim narodem niemieckim w szczytowym okresie wymagały posłużenia się nawet słowiańskimi ludami prymitywnymi". |
Ba
Przeciez Hitler nie byl idiotą. Nie bez powodu z wielką przykrością zaakceptował szybką i mało niszczącą kampanię przeciewko bratniej Wielkiej Brytanii. Uczucie to zreszta nie było bezwzajemne - gdy dżentelmen FDR raczył zaanonsować, że jego zdaniem należy po zakończeniu wojny odstrzelic co najmmniej 100 000 SSmanów, Winston musiał być jeszcze w miarę trzeźwy. I tylko jego głosne obiekcje sprawiły, że Franklin pojednawczo stwierdził, że jesli ich sami się brzydzą rozstrzelać, to lepiej ich oddać Stalinowi ... Co, suma sumarum, wyszlo inkryminowanym na zdrowie, nomen omen - z odstrzelenia tylogłowia ciężko się wychodzi, a z Workuty jednak w latach '50 bywało im wracać. Budująca się właśnie Republika Federalna potrzebowała fachowców
:
Wg moich źródeł podczas spotkania w Quebecu FDR poza protokołem rzucił coś o wykastrowaniu miliona.
BTW: w rzadkich przyoływach dobrego humoru Adolf nazywal go "stary Rosenfeld"
J.
Odpowiedz do tematu
ALAMO napisał/a: |
gdy dżentelmen FDR raczył zaanonsować, że jego zdaniem należy po zakończeniu wojny odstrzelic co najmmniej 100 000 SSmanów, |
Wg moich źródeł podczas spotkania w Quebecu FDR poza protokołem rzucił coś o wykastrowaniu miliona.
BTW: w rzadkich przyoływach dobrego humoru Adolf nazywal go "stary Rosenfeld"
J.