Ceny zegarków okresie PRL.
Odpowiedz do tematu

:
Woytec napisał/a:
nie mam pojęcia skąd się wzięło.


Stąd, że Błonie miał wtedy bardzo marną reputacje. I był ostatnim co się kupowało, jak nie było pieniędzy na "doskonałej jakości Delbanę", a już zbrakło Poljotów i Wostoków. Zresztą typowy przykład polskiej mentalności.

:
Woytec napisał/a:

Sprzedaj krowę, sprzedaj konie, kup zegarek marki Błonie (...)
Oczywiście zupełnie nieprawdziwe i krzywdzące (w tej niedopowiedzianej części), nie mam pojęcia skąd się wzięło.


Powiedzonko przypisywane Wiechowi. A okazało się nośne, bo trafiało do ludzi, niechętnych napływowi ludności wiejskiej do miast. A o różnych właściwościach i wyczynach ludności owej krążyły legendy.
O ile pamiętam lata 60, były to raczej legendy, nie bajki ;)
No i marka "Błonie" się ładnie w to wpisywała.

Gboo.

:
feleksc napisał/a:
W 1988 piękna wiosna była.


A dwa lata później, po odebraniu wypłaty udałem się do Miasta Poznań w celu zakupu rzutnika do slajdów Krokus AF. Śliniłem się na niego ze 2 m-ce więc prawie biegłem do sklepu na Szkolnej. Oczywiście powiększalnika już nie było, więc wsciekły i sfrustrowany wszedłem do sklepu fimowego Casio w hotelu Poznań gdzie nabyłem za bodaj 700000 zł zegarek casio AB-100 ;) cool :))

Ostatnio zmieniony przez kwater 2014-12-11, 14:10, w całości zmieniany 1 raz
"trzeba nim począśc zeby zaczoł chodzic"
:
Jacek. napisał/a:
Woytec napisał/a:

Sprzedaj krowę, sprzedaj konie, kup zegarek marki Błonie (...)
Oczywiście zupełnie nieprawdziwe i krzywdzące (w tej niedopowiedzianej części), nie mam pojęcia skąd się wzięło.


Powiedzonko przypisywane Wiechowi. A okazało się nośne, bo trafiało do ludzi, niechętnych napływowi ludności wiejskiej do miast. A o różnych właściwościach i wyczynach ludności owej krążyły legendy.
O ile pamiętam lata 60, były to raczej legendy, nie bajki ;)
No i marka "Błonie" się ładnie w to wpisywała.

Gboo.


Tego o Wiechu nie wiedziałem.

Ostatnio zmieniony przez Woytec 2014-12-11, 19:11, w całości zmieniany 1 raz
:
kwater napisał/a:
feleksc napisał/a:
W 1988 piękna wiosna była.


A dwa lata później, po odebraniu wypłaty udałem się do Miasta Poznań w celu zakupu rzutnika do slajdów Krokus AF. Śliniłem się na niego ze 2 m-ce więc prawie biegłem do sklepu na Szkolnej. Oczywiście powiększalnika już nie było, więc wsciekły i sfrustrowany wszedłem do sklepu fimowego Casio w hotelu Poznań gdzie nabyłem za bodaj 700000 zł zegarek casio AB-100 ;) cool :))


Że przypomnę dwa lata późniejsze dyskietki :D
Często wówczas przypominała mi się opowieść dziadka, jak to w 1923 w jakiejś łódzkiej fabryce, gdzie pracował, płacono dniówkę rano i dawano przerwę o 11, aby pracownicy zdążyli ją wydać. Nowy kurs dolara ogłaszano w południe, po czym ta dniówka była warta co najwyżej połowę. :)

Gbz.

:
Ceny szalały, fakt. Mnie bardziej o chodziło o wzrost-spadek (?) stopy życiowej. Feleksc wydał prawie całą pensję na zegarek (tam zegarek, ruskie barachło ;) :złośliwiec: ). Ja dwa lata później prawie całą pensję wydałem na superduperhiper plasticzany szczyt ( ;) ) japońskiej myśli zegarkowej z pamięcią na 20 nr. telefonów. Się polepszyło, nie? ;)

"trzeba nim począśc zeby zaczoł chodzic"
:
Weźcie obczajcie, że wtedy kupując np. Amfibie to kupowałeś high-end zegarkowy de facto. Z werkiem 2209, w stali, z masą świecącą i WR200 - to był absolutny top. I kosztował mniej niż pół pensji. hmmm

:
Kolega opowiadał zdarzenie ze swoich czasów studenckich: współlokator z akademika zakupił sobie amfibię na targowisku. Oczywiście zaufał 200 metrom na deklu i poszedł pod prysznic. Wrócił z rosą i mgiełką pod szkłem. Więc położył zegarek na kalafiorze do wyschnięcia. Niestety, wtedy nikt nie dbał o bilans energetyczny, więc kaloryfer był GORĄCY. I szkiełko (plexi) zgrabnie okleiło wskazówki i tarczę ;)

I wcale nie mówię że technicznie były to złe zegarki. Po prostu te dostępne ogólnie (na targowiskach) były fatalnie montowane, bez jakiejkolwiek kontroli technicznej. I dotyczyło to właściwie wszystkich produktów z zza wschodniej granicy. Najgorsze, że przez to "ruskie" to przykład tandety.

Ostatnio zmieniony przez kwater 2014-12-11, 18:22, w całości zmieniany 3 razy
"trzeba nim począśc zeby zaczoł chodzic"
:
kwater napisał/a:
Ceny szalały, fakt. Mnie bardziej o chodziło o wzrost-spadek (?) stopy życiowej. Feleksc wydał prawie całą pensję na zegarek (tam zegarek, ruskie barachło ;) :złośliwiec: ). Ja dwa lata później prawie całą pensję wydałem na superduperhiper plasticzany szczyt ( ;) ) japońskiej myśli zegarkowej z pamięcią na 20 nr. telefonów. Się polepszyło, nie? ;)


Tyle, że ja nie mam pojęcia co to takiego ta ówczesna "stopa życiowa". Ze niby jak potaniały lokomotywy a podrożało mięso to się podniosła, jak to twierdził telewizor o 19.30? Czy się spadła, bo podrożały telewizory kolorowe w pewexie? Czy też wzrosła, bo umysłowemu do 2,5 kilo mięsa na kartki dorzucono poza kartkami wołowinę z kością IV gatunku (tzn. krowa ubita wraz z oborą) i drób?
Faktem jest, że w państwowym systemie dystrybucji tzw. artykuły pierwszej potrzeby były tanie, bo dotowane. Nawet u niezamożnych jak wyjeżdżał na stół obiadek, to był OBIADEK. A po świętach koty w śmietnikach chorowały z przeżarcia bok w bok ze szczurami.
Faktem też jest, że rynek towarów przemysłowych, dostępnych w ramach przydziałowego dobrobytu był hermetyczny i składał się z produktów beznadziejnie przestarzałych, nędznej jakości i w żenująco skromnej ilości. Naród był szczęśliwy, bo w większości nie znał innego. Wiedziano, że istniewją lepsze rzeczy, ale pracowano za równowartość dżinsów Wranglera miesięcznie.
Ludzie w potocznej paplaninie mówili jednym tchem ze żyją dobrze w socjaliźmie, że jest nędza, że trzeba kapitalizmu i że socjalizm potrzebuje reform i "ludzkiej twarzy". Niektórzy, startsi, jeszcze dodawali, że gdyby żył Piłsudski, to ho ho by było.
Potem, jak układ się zawalił, ci sami mówili, że nędza, ale że dobrze i wolność, ze w sklepach jest ładnie opakowane barachło z importu, że mleko za drogie, że jak może być dobrze, gdy litr mleka kosztuje mniej niż litr wody mazowszanki, że hurra byznes i kapitalizm, że za socjalizmu było dobrze i że gdyby żył Piłsudski to...
Tak więc, mimo że gołym okiem widziałem to samo, co ty, z popularnej ideologii na temat stopy życiowej ówczesnych Polaków pamiętam tylko koszmarny bełkot.

Gboo.

:
Powinienem napisać "stopy życiowej". Mam Jacek dokładnie te same odczucia. Pamiętam, że poliot budzik na moim ręku budził mniejsze emocje niż montana z 7 melodyjakami, a zegarek casio z grą w golfa kumpla z klasy zapewniał mu poczesne miejsce w hierarchii. Dlatego napisałęm o tym kaziu za prawie całą pensję. Był wszak elektroniczny i do dego japoński ;) (a swoją drogą chodzi do dzisiaj)

"trzeba nim począśc zeby zaczoł chodzic"
:
feleksc napisał/a:
W 1988 piękna wiosna była.Trochę gwizdało i padało.
Pijany,niedopity ale na pewno nie zarzygany.
Po nocnej zmianie,i dziwnym trafem po wypłacie ;) .
Znalazłem się na rogu kościuszki z świdnicką ,a tam państwo drodzy przepiękny prawdziwy
saloon z napisem ,,jubiler'' .
Sklep stał (z resztą jeszcze b.długo)z oczywiście najpiękniejszymi i najdroższymi rosyjskimi zegarkami.Co po linii partyjnej wcale nie było tak oczywiste :))
Wlajzłem i nic nie pamiętam.Po przeżyciu tej no znaczy się pomroczności jasnej,
odzyskawszy na tyle tomność żeby policzyć moniaki...
W kielni mniej o jakieś 20000,ale w drugiej plasticzne pudełko z piknym sikorem.
No nie licząc wcześniej chyba wódki ,a na pewno paru win :oops: nic innego w sklepach
nie było,no tak ale na drodze stanął mi wspomniany już wyżej jubiler.
Takim to sposobem za nabyłem piękną dużą no i oczywiście
z białym cyferblatem Rakete z kalendarzem*
Zarabiałem wtedy we Wrocławiu za naprawdę ciężką orkę około 36000 zł.

*potem jeszcze ze dwa razy powtórzyłem tę metode to na komandira
i na poljota alarma...
:))

No kiedyś wydało się pół pengi na high-endowego sikora i można było błyszczeć w towarzystwie. Teraz na zegarek za połowę pensji to nawet nikt nie spojrzy :cry: I "jak żyć" potem? Co do garnka włożyć? (no chyba, że ktoś dostaje ponad 10K, ale ilu takich jest?)

kwater napisał/a:
Kolega opowiadał zdarzenie ze swoich czasów studenckich: współlokator z akademika zakupił sobie amfibię na targowisku. Oczywiście zaufał 200 metrom na deklu i poszedł pod prysznic. Wrócił z rosą i mgiełką pod szkłem. Więc położył zegarek na kalafiorze do wyschnięcia. Niestety, wtedy nikt nie dbał o bilans energetyczny, więc kaloryfer był GORĄCY. I szkiełko (plexi) zgrabnie okleiło wskazówki i tarczę ;)

I wcale nie mówię że technicznie były to złe zegarki. Po prostu te dostępne ogólnie (na targowiskach) były fatalnie montowane, bez jakiejkolwiek kontroli technicznej. I dotyczyło to właściwie wszystkich produktów z zza wschodniej granicy. Najgorsze, że przez to "ruskie" to przykład tandety.

Ta Amfibia zachowała się tak, jak powinna. Po prostu resztki wilgoci z zegarka skropliły sie pod wpływem różnicy temperatur. Wcale nie musiała być nieszczelna. Nie jest to zegarek stworzony do kąpieli przy 40 stopniach tylko do nurkowania w w zimnej wodzie. No może nawet w ciepłej, bo w Armii Czerwonej woda była ciepła, dopóki się nie zestaliła :))

Ostatnio zmieniony przez Weiss 2014-12-12, 08:26, w całości zmieniany 5 razy
Kto nie chce karmić swojej armii, będzie karmił obcą.
:
Na podstawie G-shocków od lat 90-ych je obserwuje.
Ceny ich wzrastały proporcjonalnie do naszych zarobków.
We wczesnych 90'ych jak zarabiałem 1700 to najtanszy kosztował 3500.
Jak pare lat póżniej zarobki mi wzrosły na 3500 to G kosztuje 7500.
To wszystko na podstawie jednego sklepiku z Casio w kerfie we Wrocławiu.

:
feleksc napisał/a:
Na podstawie G-shocków od lat 90-ych je obserwuje.
Ceny ich wzrastały proporcjonalnie do naszych zarobków.
We wczesnych 90'ych jak zarabiałem 1700 to najtanszy kosztował 3500.
Jak pare lat póżniej zarobki mi wzrosły na 3500 to G kosztuje 7500.
To wszystko na podstawie jednego sklepiku z Casio w kerfie we Wrocławiu.

No to G staniały baaardzo. Wtedy dwie pensje, teraz wypasiony model kupi się za połowę apanaży.

Kto nie chce karmić swojej armii, będzie karmił obcą.
:
Większość urządzeń elektronicznych tanieje.
Dlatego nie ma się specjalnie co podniecać informacjami w stylu "a w PRL na telewizor musiałem pół roku odkładać!". Niemiec nie miał lepiej, jak w 1987 kupowaliśmy 29" Sony za 2200 dojczmarek, to zarabiało się tam 800 dojczmarek. Oczywiście jest róznica między Neptunem 505D a 29" Sony, ale ona wynika z dostępnej bazy gospodarczej, nic więcej.

:
ALAMO napisał/a:
Większość urządzeń elektronicznych tanieje.

Dlatego nigdy nie kupię telefonu za cenę sklepową. Bardzo boli, kiedy wydało sie na komórkę półtora klocka, a za rok kosztuje 500 pln i znajomi mają lepsze za złotówkę :)) . No ale pewnych rzeczy to jeszcze za złotówkę nie dają.
Ten spadek wartosci najbardziej jest widoczny przy kartach pamięci. Kiedyś MMC 32 mega do siemensa sl45 podwajała cene telefonu, teraz 32GB to wydatek w okolicy stówy. Tylko tutaj technologia produkcji się zmieniła, dlatego karty staniały o rząd wielkości niemalże z dnia na dzień.

Ostatnio zmieniony przez Weiss 2014-12-12, 10:28, w całości zmieniany 2 razy
Kto nie chce karmić swojej armii, będzie karmił obcą.
Odpowiedz do tematu
Skocz do:  

Pełna wersja forum
Powered by phpBB © phpBB Group
Design by Vagito.Net | Lo-Fi Mod.