Tak mnie naszło...
Pewnie prawie każdy z nas zetknął się z jakąś dykteryjką związaną z zegarkami, zegarmistrzostwem. Może warto się nią podzielić? Może coś fajnego kiedyś z tego wyjdzie?
Wrzucę pierwszą. Zapraszam do pisania.
Opowieść prawdziwa.
Zakład zegarmistrzowski w jednym z większych miast Polski. Początek lat 90-tych ubiegłego wieku. Zakład prowadzony przez zegarmistrza, który wiedzę i praktykę nabywał w Szwajcarii jeszcze przed II wojną światową. Pan z iście sanacyjnym wychowaniem, uosobienie dobroci i dobrego smaku. Mistrz, który mimo blisko 80-ciu lat do swoich pracowników zwracał się słowami: „czy byłby pan łaskaw…”, przychodził do pracy w tużurku i muszce i podobnej elegancji wymagał od swoich pracowników.
Na ścianie zakładu dyplom mistrzowski o powierzchni chyba dwóch metrów kwadratowych, pisany gotykiem, pod szkłem i w rzeźbionej, złoconej ramie. W zakładzie dwóch, może trzech innych zegarmistrzów, każdy przy swoim stole, z lupą w oku (może uczniów, może czeladników?).
Któregoś pięknego dnia do owego zakładu wszedł klient.
Mistrz nie podniósł wzroku, nie odłożył lupy. Składał właśnie jakiś dość skomplikowany zegarek po konserwacji (podobno Patka, ale po tylu latach któż to wie z całą pewnością). Jednak doskonale słyszał rozmowę czeladnika z nowym klientem. Mimo swoich lat miał wciąż doskonały słuch i nienaganny wzrok.
Dialog był prosty, bo innego po kliencie w kufajce, z ubytkami w uzębieniu spodziewać się trudno i wyglądał w sporym skrócie tak:
- Pani, zegarek mi się zepsuł.
- Proszę sobie usiąść i chwilkę poczekać, najprawdopodobniej trzeba wymienić baterię.
- A ile to?
- 10 zł.
- Uuuu drogo, jak nie można taniej, to niech będzie.
- Proszę usiąść, to zajmie kilka minut.
Klient nie usiadł, zamiast tego zaczął przyglądać się zegarkom wystawionym w gablotach. Co chwila wszyscy w zakładzie słyszeli uwagi w stylu „o cholera!”, „za co tyle?” albo „kto wam to kupi?”.
Uwagi nie znajdywały jednak odpowiedzi. Być może dlatego mocno już zdegustowany ceną nowych zegarków klient zaczął się przyglądać pracy mistrza. Tak patrzył, patrzył i po dłuższej chwili stwierdził: „ja to w sumie robię to samo, co pan”.
Wszyscy w zakładzie podnieśli oczy. Jednemu z młodszych zegarmistrzów wyleciała lupa. Nawet mistrz odłożył narzędzia, wyjął lupę i zaskoczony zapytał:
- O! to czym się pan łaskawy zajmuje?
- A też tak dokładam rózeczkę do rózeczki, rózeczkę do rózeczki. Jak pan te kółeczka. Owijam takim drucikiem i miotła gotowa! Prawie to samo! Tylko ja brzozowe rózeczki a pan te kółeczka.
Mistrzowi odebrało mowę. Wszyscy w zakładzie wstali. Zapadła cisza tak gęsta, przytłaczająca i głęboka, jaka musiała panować w chwili odkrycia komnaty grobowej Tutanchamona., Przerwał ją w końcu mocny i wyraźny głos mistrza:
WY-PIER-DA-LAJ!!! I-TO-JUŻ!!!
Odpowiedz do tematu
: Opowieści z budzikiem...
:
Opowieść, raczej nieprawdziwa Albo na początku, albo na końcu
John Smith
:
Tez wydaje mi się, że to może być taka miejska legenda. Nie zmienia to faktu, że bardzo fajna
:
Opowieść prawdziwa II
To było bodaj w piątek po południu. W jakiś typowy, tegoroczny wiosenny, kwietniowy dzień. Czyli było mokro, zimno i ponuro. Załatwiłem jakoś szybko wszystko, co miałem załatwić i pozostało mi kilka wolnych godzin. Wpadłem więc na kawę i pogaduchy do mojego zaprzyjaźnionego zegarmistrza. Miło wypić kawę w taki paskudny dzień i pogadać o zegarkach, ludziach i na inne, „życiowe” tematy.
Miałem lupę na oku i przyglądałem się jakiemuś werkowi, kiedy drzwi się otworzyły i z impetem wparował dość postawny policjant z drogówki, na oko około mógł mieć ze 30 lat.
Dzień dobry - rzucił dość oschle. – Odebrałem 3 dni temu zegarek z naprawy i konserwacji i dziś rano zauważyłem, że nie działa.
Spojrzałem na mojego znajomego. Tak zaskoczonej miny dawno u niego nie widziałem. Chyba ostatnio wtedy, kiedy pokazałem mu pewien zegarek, ale to już inna historia
W każdym bądź razie wziął zegarek od policjanta i zaczął mu się bardzo uważnie przyglądać. Pomyślałem, że szuka śladów po jakimś uszkodzeniu mechanicznym. Odwrócił go tarczą do mnie. Nie pamiętam modelu, ale zauważyłem, że była to mechaniczna Rakieta, w ładnym z resztą stanie.
Nie znalazł żadnych śladów po uderzeniu czy upadku, więc zaczął zegarek najzwyczajniej w świecie nakręcać. Robił to tak długo, że bez problemu domyśliłem się, co mogło być przyczyną tego, że zegarek nie działał. Okazało się po chwili, że moje domysły były słuszne, bo mój zegarmistrz ze stoickim spokojem zaczął tłumaczyć panu mundurowemu, że posiada on zegarek mechaniczny, który wymaga jednak nakręcenia co najmniej co drugi dzień a najlepiej codziennie. Mina policjanta nie wyrażała zaskoczenia, czy zażenowania. Wysłuchał pouczenia, założył zegarek, podziękował i najzwyczajniej w świecie wyszedł. Później okazało się, że rzeczywiście trzy czy cztery dni wcześniej ów policjant (ale po cywilnemu) przyniósł do naprawy i konserwacji zegarek po swoim ojcu i dwa dni wcześniej go odebrał.
Powiem wam szczerze, że śmialiśmy się długo, a do dziś, kiedy przychodzę z jakimś zepsutym zegarkiem, to od razu zastrzegam – nakręcałem i nie działa nadal. Nawet, jeśli jest to kwarc.
Ot, takie nasze hasło Wywołujące od razu uśmiech.
To było bodaj w piątek po południu. W jakiś typowy, tegoroczny wiosenny, kwietniowy dzień. Czyli było mokro, zimno i ponuro. Załatwiłem jakoś szybko wszystko, co miałem załatwić i pozostało mi kilka wolnych godzin. Wpadłem więc na kawę i pogaduchy do mojego zaprzyjaźnionego zegarmistrza. Miło wypić kawę w taki paskudny dzień i pogadać o zegarkach, ludziach i na inne, „życiowe” tematy.
Miałem lupę na oku i przyglądałem się jakiemuś werkowi, kiedy drzwi się otworzyły i z impetem wparował dość postawny policjant z drogówki, na oko około mógł mieć ze 30 lat.
Dzień dobry - rzucił dość oschle. – Odebrałem 3 dni temu zegarek z naprawy i konserwacji i dziś rano zauważyłem, że nie działa.
Spojrzałem na mojego znajomego. Tak zaskoczonej miny dawno u niego nie widziałem. Chyba ostatnio wtedy, kiedy pokazałem mu pewien zegarek, ale to już inna historia
W każdym bądź razie wziął zegarek od policjanta i zaczął mu się bardzo uważnie przyglądać. Pomyślałem, że szuka śladów po jakimś uszkodzeniu mechanicznym. Odwrócił go tarczą do mnie. Nie pamiętam modelu, ale zauważyłem, że była to mechaniczna Rakieta, w ładnym z resztą stanie.
Nie znalazł żadnych śladów po uderzeniu czy upadku, więc zaczął zegarek najzwyczajniej w świecie nakręcać. Robił to tak długo, że bez problemu domyśliłem się, co mogło być przyczyną tego, że zegarek nie działał. Okazało się po chwili, że moje domysły były słuszne, bo mój zegarmistrz ze stoickim spokojem zaczął tłumaczyć panu mundurowemu, że posiada on zegarek mechaniczny, który wymaga jednak nakręcenia co najmniej co drugi dzień a najlepiej codziennie. Mina policjanta nie wyrażała zaskoczenia, czy zażenowania. Wysłuchał pouczenia, założył zegarek, podziękował i najzwyczajniej w świecie wyszedł. Później okazało się, że rzeczywiście trzy czy cztery dni wcześniej ów policjant (ale po cywilnemu) przyniósł do naprawy i konserwacji zegarek po swoim ojcu i dwa dni wcześniej go odebrał.
Powiem wam szczerze, że śmialiśmy się długo, a do dziś, kiedy przychodzę z jakimś zepsutym zegarkiem, to od razu zastrzegam – nakręcałem i nie działa nadal. Nawet, jeśli jest to kwarc.
Ot, takie nasze hasło Wywołujące od razu uśmiech.
:
Dobrze, że wfpysk wam nie dał
Pozdrawiam
Marcin/kornel91
Adriatica, Ball, Casio ,Citizen, Deep Blue, Glycine, Hamilton, Nethuns, OceanX, Orient Star, Oris, Phoibos, Sinn Zelos
Marcin/kornel91
Adriatica, Ball, Casio ,Citizen, Deep Blue, Glycine, Hamilton, Nethuns, OceanX, Orient Star, Oris, Phoibos, Sinn Zelos
:
...czyli jednak "policjant'' to nie zawód a stan umysłu ...inna sprawa, iż człowiek najprawdopodobniej faktycznie nie był obyty z mechanikami... a zegarka zapewne bakteryjnego używał jako przedmiotu stricte użytkowego...
:
Odpowiedz do tematu
.....i jaka jest świadomość zegarkowa w społeczeństwie? ano żadna...
to tylko nam się wydaje czasem, że ktoś widzi u nas kultowy zegarek na przegubie i dumnie prężymy się z zegarem,a tu wierzcie mi, nikt nie zwraca większej uwagi, no chyba że wielki i się błyszczy ochoczo to może jaka panna modowa spojrzy zalotnie licząc na pokaźny portfel młodzieńca tudzież starszego pana
to tylko nam się wydaje czasem, że ktoś widzi u nas kultowy zegarek na przegubie i dumnie prężymy się z zegarem,a tu wierzcie mi, nikt nie zwraca większej uwagi, no chyba że wielki i się błyszczy ochoczo to może jaka panna modowa spojrzy zalotnie licząc na pokaźny portfel młodzieńca tudzież starszego pana