Uzop napisał/a: |
Jacek., Dziękuję będę się na Twoim planie kompendium opierał |
W razie potrzeby służę pomocą.
Gboo.
Uzop napisał/a: |
Jacek., Dziękuję będę się na Twoim planie kompendium opierał |
prezesso79 napisał/a: |
Co do OCDC - bo to też napisałeś Blaz... a gdzie pracuje Filip? bo myślałem, że tam - a on to raczej ma kompetencje... |
prezesso79 napisał/a: |
Co do OCDC - bo to też napisałeś Blaz... a gdzie pracuje Filip? bo myślałem, że tam - a on to raczej ma kompetencje... |
Cytat: |
Kiedyś myślałem, że wraz z nadejściem w Polsce wolności gospodarczej nadejdzie radykalna zmiana w zachowaniu sprzedawców i sprzedawczyń. Radykalna, bo miały minąć czasy, w których sprzedawca to pan i władca, a klient to ten, który marzy o chwili, w której będzie mógł sprzedawcy zadać pytanie bez obawy, że dostanie mokrą ścierą w twarz. I w rzeczy samej radykalna zmiana nastąpiła, ale wnet poznałem, że są miejsca, w których nie zmieni się w tej sprawie nic. Takie skanseny PRL-owskiej uprzejmości.
Modę lub - jak kto woli - przymus uprzejmości wprowadziły hipermarkety. Pamiętam ten początkowy szok, gdy sprzedawca zaczął mówić "proszę, przepraszam". Teraz to norma, ale miła norma. Malutkie sklepiki też nie stronią od uprzejmości, bo się opierają głównie na klientach znanych z imienia. "Pani Jadziu, mam dla pani świeży koperek! Panie Józefie - kalarepka taka jaką pan lubi!". Bez tych więzów taki mały sklepik przestałby istnieć. Mam wrażenie, że najgorszy jest środek. Takie sklepy większe od tych osiedlowych, gdzie wkrada się już anonimowość klienta, ale mniejsze od hipermarketów, które odgórnie każą dbać o klientów. Takie sklepy jak Biedronka, społemowskie samy. Obsługa tego typu sklepów jest chyba wybierana na zasadzie selekcji negatywnej. Już nie raz opisywałem jak wchodząc do sklepów warszawskiej sieci MarcPol od razu jestem traktowany jak potencjalny złodziej. Gdy idę pomiędzy półkami trochę dalej przemyka sprzedawczyni uważnie patrząca na moje ręce. Odburkiwania jako odpowiedź na moje pytanie to już norma. Tak samo jak rozkładanie rąk na widok banknotu o większym nominale i kazanie "iść gdzieś rozmienić, bo ja go nie przyjmę". Ale mimo wszystko nie spotkałem się jeszcze z bezpośrednią agresją słowną... Byłem wczoraj z Inią w sklepie. Taki właśnie średni market. Carrefour Express to się teraz nazywa, wcześniej Albert. Stoisko mięsno-serowe. Jedna ekspedientka, która już na pierwszy rzut oka ma ochotę kogoś zamordować. Kolejka duża. Poproszę o 30 deko tego sera! Morderczyni łypie spod oka, bierze ser na krajalnicę, kroi, rzuca na papier, waży i rzuca zawiniątko. Kobieta, która poprosiła o ser, patrzy na metkę i mówi: Ale ja prosiłam o 30 deko, a pani mi zważyła 15. Proszę dokroić. Morderczyni, gdyby mogła to pewnie już by ją zamordowała, ale bez słowa bierze ponownie ser, kroi i znów rzuca zawiniątko o wadze 15 deko. Może być? - syczy. Może. Następny był staruszek. 20 deko kiełbasy. Zważyła 30 deko. Musiała odjąć. To wszystko powtórzyło się i trzeci raz. Czwarty stał jakiś robotnik z pobliskiej budowy. Poplamione ubranie robocze - fakt. Ale grzeczny był, nie klął, nie wadził nikomu. Poprosił o 40 deko sera. Zważyła mu 20. Poprosił o dokładkę. W tym momencie morderczyni wybuchła: "Nie zważę! Bierze czy nie???". Powiedział, że nie, bo chciał 40, a nie 20 deko. Wyszarpnęła mu ten ser z krzykiem: "Nie, to nie!". Tuż obok stała jakaś inna, starsza, sprzedawczyni. Robotnik zwrócił się do niej: "Słyszy pani jak pani koleżanka odnosi się do klientów?". Na to ona: "Rzeczywiście przesadziłaś.". Morderczyni z krzykiem: "Bo nie będzie mi jakiś brudny robol rozkazywał!". Zapadła niezręczna cisza. Robotnik odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku punktu obsługi klienta. Kolejka czekających przy owym stoisku przerzedziła się. A mi było zwyczajnie głupio i wstyd, że takie słowa w ogóle padły. Dobrze, mogę zrozumieć, że ktoś ma zły dzień, popsuty od rana humor i w ogóle najchętniej by wszystkich dookoła zadźgał i poćwiartował. Ale chamstwa to nie usprawiedliwia z pewnością. |
prezesso79 napisał/a: |
A na Filipa się uparłem, bo się zdziwiłem - ma dużą wiedzę zegarkową a wymieniłeś, Blaz, salon, w którym pracuje, jako jeden z tych niekompetentnych. Chyba, że akurat był na urlopie... a jego poziom administrowania gmt nie ma tu nic do rzeczy. |
adventure napisał/a: |
W większości przypadków, które opisujecie, żadne szkolenia nie pomogą. Z całym szacunkiem - jakby mi zależało na pracy, to sam bym się doszkolił, chociażby zarywając niejedną noc, choć nie sądzę, żeby to było konieczne. Odpowiadając na pytanie zadane przez autora wątku: zacznij zatrudniać ludzi z pasją. Reszta dopowie się sama. Ufff..... |
Blaz napisał/a: |
Dziś zegarki, jutro kapusta, pojutrze AB Gymnic. |
Blaz napisał/a: |
właśnie tak, że oni są nastawieni generalnie na niewyrobionych klientów i wiedza, która wystarcza na obsługę pana, który chce kupić zegarek do krawata czy na imieniny, już nie wystarcza na kogoś, kto chce wiedzieć więcej.
|