Odpowiedz do tematu
:
Oczy mnie penkli...
Dziewczyny lubią brąz zapraszają
:
....i tu masz rację bo który z nas jest wytrawnym astronomem tudzież zapalonym obserwatorem zjawisk niebieskich. Przeciętnemu zjadaczowi chleba wystarczy minutowa i godzinowa a jak pokazuje życie hardcorom wystarczy jedynie godzinowa i dokładna podziałka
xylog napisał/a: |
Pewnie że to sztuka dla sztuki. Tak jak wskazania faz księżyca i chyba miesiąca też. W ten sposób rozumujac szybko dojdziemy do wniosku, ze przeciętnemu śmiertelnikowi to i sekundnik niezbyt często przydaje się |
....i tu masz rację bo który z nas jest wytrawnym astronomem tudzież zapalonym obserwatorem zjawisk niebieskich. Przeciętnemu zjadaczowi chleba wystarczy minutowa i godzinowa a jak pokazuje życie hardcorom wystarczy jedynie godzinowa i dokładna podziałka
:
Ciemne jesteście jak popiół z elektrocieplowni z którego sie robi Pedigree Pala co dba o psie zęby
Komplikacje są po to, żeby przenieść cenę produktu wyrabianego maszynowo, jakim jest obecnie zegarek mechaniczny, na zakładany poziom
I tak, wraz z ilościa komplikacji, cena rośnie wykładniczo, analogicznie rośnie koszt serwisu. I wszystkie misie oglądające slupki w zegarkowo-modowo-spożywczych korporacjach biją brawo
Komplikacje są po to, żeby przenieść cenę produktu wyrabianego maszynowo, jakim jest obecnie zegarek mechaniczny, na zakładany poziom
I tak, wraz z ilościa komplikacji, cena rośnie wykładniczo, analogicznie rośnie koszt serwisu. I wszystkie misie oglądające slupki w zegarkowo-modowo-spożywczych korporacjach biją brawo
:
Sekundnik, data, wskaźnik rezerwy chodu, dzień tygodnia, chrono - to się jeszcze da na tarczy przeczytać. Ale im więcej wenszy na tarczy, tym zegarek mniej czytelny, czyli traci podstawową funkcję - pokazywania czasu. Dlatego mówię, że zegarek z wieloma komplikacjami to sztuka dla sztuki, bo nie ma w tym nic pożytecznego. Można podziwiać mechanizm, można ilość i mikroskopijność wenszy, ale podejrzewam, że gość, który chciałby obsłużyć takiego Franka jak na pierwszej stronie, to musiałby nosić w plecaku kilkusetstronicową instrukcję obsługi.
To jest po prostu coś a'la concept-car. Zobaczcie na co nas stać i że to nie jest nasze ostatnie słowo. Tylko lub aż. Dla mnie tylko.
xylog napisał/a: |
Pewnie że to sztuka dla sztuki. Tak jak wskazania faz księżyca i chyba miesiąca też. W ten sposób rozumujac szybko dojdziemy do wniosku, ze przeciętnemu śmiertelnikowi to i sekundnik niezbyt często przydaje się |
Sekundnik, data, wskaźnik rezerwy chodu, dzień tygodnia, chrono - to się jeszcze da na tarczy przeczytać. Ale im więcej wenszy na tarczy, tym zegarek mniej czytelny, czyli traci podstawową funkcję - pokazywania czasu. Dlatego mówię, że zegarek z wieloma komplikacjami to sztuka dla sztuki, bo nie ma w tym nic pożytecznego. Można podziwiać mechanizm, można ilość i mikroskopijność wenszy, ale podejrzewam, że gość, który chciałby obsłużyć takiego Franka jak na pierwszej stronie, to musiałby nosić w plecaku kilkusetstronicową instrukcję obsługi.
To jest po prostu coś a'la concept-car. Zobaczcie na co nas stać i że to nie jest nasze ostatnie słowo. Tylko lub aż. Dla mnie tylko.
:
Ale , .śmiem twierdzić Kumotry,że dla niektórych liczy się szpan, później szpan i szpan a później jeszcze szpan i wtedy jest tzw metka
I wtedy taki patafian (nie obrażając naszego Kumotra) jeden z drugim mający "dalekoposuniętąlustrzycę" i szczególnierozwinięte zakola bez włosów i dużo biletów nbp w sakiewce jadzie do kurorta jakiegoś i macha łapą na prawo i lewo co by mewki(nie obrażjąc zegarka jednego) i szeptanedupodajki zachęcić do ubicia interesu
I wtedy taki patafian (nie obrażając naszego Kumotra) jeden z drugim mający "dalekoposuniętąlustrzycę" i szczególnierozwinięte zakola bez włosów i dużo biletów nbp w sakiewce jadzie do kurorta jakiegoś i macha łapą na prawo i lewo co by mewki(nie obrażjąc zegarka jednego) i szeptanedupodajki zachęcić do ubicia interesu
:
A tu masz rację i stąd popularność podróbek z chrono. Jak najwięcej tarczek, żeby od razu było widać kłalitę.
:
i jak do tego się delikwent obleje jaką przemysławką,czy woda brzozową ,to sukces murowany
Blaz napisał/a: |
A tu masz rację i stąd popularność podróbek z chrono. Jak najwięcej tarczek, żeby od razu było widać kłalitę. |
i jak do tego się delikwent obleje jaką przemysławką,czy woda brzozową ,to sukces murowany
:
Ale do tematu wnosicie niewiele...
Jest jednak kilka osób (w tym ja), które się tym dziwadłom życzliwie przyglądają.
I nie dorabiam do tego żadnej ideologii - po prostu interesują mnie możliwości techniczne i wyobraźnia konstruktorów takich cudów.
Jest jednak kilka osób (w tym ja), które się tym dziwadłom życzliwie przyglądają.
I nie dorabiam do tego żadnej ideologii - po prostu interesują mnie możliwości techniczne i wyobraźnia konstruktorów takich cudów.
:
" I ja tak myślę " jak mawiał pan Nikodem.
Chrono z dokładnością rzędu 1/10000 w zadnym zegarku praktyczne nie jest, ale osiągniecie takich możliwości na mnie robi wrażenie. Podobnie jak upakowanie tych wszystkich wenszy. Ale jak to ze sztuką, jednym podoba się jeleń na rykowisku, innym trzy kolorowe kwadraty na białym tle.
Santino napisał/a: |
Jest jednak kilka osób (w tym ja), które się tym dziwadłom życzliwie przyglądają. I nie dorabiam do tego żadnej ideologii - po prostu interesują mnie możliwości techniczne i wyobraźnia konstruktorów takich cudów. |
" I ja tak myślę " jak mawiał pan Nikodem.
Chrono z dokładnością rzędu 1/10000 w zadnym zegarku praktyczne nie jest, ale osiągniecie takich możliwości na mnie robi wrażenie. Podobnie jak upakowanie tych wszystkich wenszy. Ale jak to ze sztuką, jednym podoba się jeleń na rykowisku, innym trzy kolorowe kwadraty na białym tle.
:
Kiedyś była taka dyscyplina pt: "Jak najwięcej słów zmieścić na jak najmniejszej powierzchni". Sensu to dużego nie miało, ale w sumie przyglądałem się temu życzliwie.
:
Tylko że Sylwek tutaj "ostatnie słowo" to powiedziano jakieś 150 lat temu... A w zasadzie to 3000 lat temu - nie wiem czy kojarzysz ten projekt odtworzenia urządzenia wydobytego z amfory z dna morza chyba egejskiego ... O, i ten projekt JEST fajny !
Santino napisał/a: |
Ale do tematu wnosicie niewiele...
Jest jednak kilka osób (w tym ja), które się tym dziwadłom życzliwie przyglądają. I nie dorabiam do tego żadnej ideologii - po prostu interesują mnie możliwości techniczne i wyobraźnia konstruktorów takich cudów. |
Tylko że Sylwek tutaj "ostatnie słowo" to powiedziano jakieś 150 lat temu... A w zasadzie to 3000 lat temu - nie wiem czy kojarzysz ten projekt odtworzenia urządzenia wydobytego z amfory z dna morza chyba egejskiego ... O, i ten projekt JEST fajny !
:
Patrzaj, a ja się zastanawiam co miałbym wynieść
Obecnie komplikacje w zegarkach mechanicznych to zabawa z pogranicza sportu i reklamy. A możliwości techniczne są teraz takie, że i mechanicznego peceta można zrobić. Kwestia czy nabywcy się znajdą.
J.
Ostatnio zmieniony przez Jacek. 2012-01-31, 18:47, w całości zmieniany 1 raz
Santino napisał/a: |
Ale do tematu wnosicie niewiele... |
Patrzaj, a ja się zastanawiam co miałbym wynieść
Cytat: |
Jest jednak kilka osób (w tym ja), które się tym dziwadłom życzliwie przyglądają.
I nie dorabiam do tego żadnej ideologii - po prostu interesują mnie możliwości techniczne i wyobraźnia konstruktorów takich cudów. |
Obecnie komplikacje w zegarkach mechanicznych to zabawa z pogranicza sportu i reklamy. A możliwości techniczne są teraz takie, że i mechanicznego peceta można zrobić. Kwestia czy nabywcy się znajdą.
J.
Ostatnio zmieniony przez Jacek. 2012-01-31, 18:47, w całości zmieniany 1 raz
:
Jeszcze w moich czasach kiziomiziowych popełniłem coś takiego:
Spotkanie Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków podsunęło mi futurologiczne pytanie o przyszłość zegarka mechanicznego. Aby próby odpowiedzi miały sens, należy uciec się do analogii.
Byliśmy lub jesteśmy świadkami śmierci systemów i urządzeń, które długi nieraz czas uważano za niezbędne – napęd parowy, transport konny, fotografia konwencjonalna, zapis magnetyczny, telegramy, budki telefoniczne, pilotowany samolot wojskowy i wiele innych.
Ich funkcje zostały przejęte przez inne, dostępne dzięki nowym technologiom.
Choć może się wydać dziwne, analogią dla zegarków mechanicznych wydaje mi się transport konny.
Transport towarów, który zniknie z powszechnego użytku kiedy wyginą ostatnie chłopskie koniki, znalazł sobie nisze- pozostaną jeszcze długo perszerony rozwożące piwo i wojskowe muły gdzieś w górach. Można to porównać z zanikiem powszechnych niegdyś zegarów wieżowych, kościelnych, miejskich i fabrycznych, ważnego ongiś wskaźnika pory dnia, ich czas bowiem się skończył. Domowe zegary, czy to stojące, wiszące czy kominkowe, pełnią dziś głownie rolę dekoracyjną, niezależnie czy kryją mechanizm, czy jego kwarcową imitację.
Koń - jeszcze do niedawna, środek lokomocji, stał się podmiotem różnych dziedzin sportu i rekreacji. Ośmielę się twierdzić, że podobny los czeka, a właściwie już spotkał zegarek mechaniczny.
Jedynie pół żartem stwierdzę, że rozwija się zegarmistrzostwo sportowe (w którego wielu konkurencjach Franck Mueller jest dziś mistrzem świata). Bite są rekordy komplikacji, miniaturyzacji, estetyki, dokładności oraz ceny. Są one celem samym w sobie, jak we wszystkich dyscyplinach sportu (jakie jest użytkowe znaczenie rzutu okutym kijem albo ciężarkiem na łańcuchu, czy skierowania we właściwą stronę takiej czy innej piłeczki albo krążka, skoków i piruetów na podłodze czy lodzie – oceniany jest kunszt, wyrażony przez jakiś wymiar albo wrażenia estetyczne fachowców). Dowodem na taki „sportowy” charakter zegarka mechanicznego, jest to, że wszystkie wymierne efekty jego działania są rozumiane jako wyczyn i jako taki oceniane, a ich znaczenie praktyczne bliskie zeru jako łatwiej i taniej osiągalne w inny sposób.
Godzien podziwu zegarek, który bez użycia elektroniki i interwencji zewnętrznej przez najbliższe sto lat powie nam jaka dziś data i dzień tygodnia jedynie w części dorówna znalezionym w internecie programom (nie wspomnę już o tym, że tylko w stanie ciężkiego upojenia alkoholowego można nie pamiętać jaki mamy rok i czy jest przestępny, a wtedy i tak mogą wystąpić trudności z odczytem odnośnych wskaźników – założywszy, oczywiście, że zabrany na imprezę zegarek nie uległ destrukcji).
Reasumując – zegarek mechaniczny ma szansę przetrwać jako obiekt „wielkiego sportu” (Wspaniały rekord świata – zegarek o 98 komplikacjach, przy grubości 2 mm – owoc 20 lat pracy zespołu Chin Ludowych!) – odpowiednik olimpijskich konkurencji hippicznych, symbol statusu (jak konie arabskie amerykańskich milionerów) i wreszcie – rekreacji (fascynatów – zrzeszonych lub nie).
Podobnie jak w przypadku rzemiosła „okołokońskiego”, niewielka liczba producentów „zaczepi się” przy wielkim sporcie i zegarkach „pseudosportowych” dla bogaczy, znacznie większa grupa – przy rekreacji, a inni – coż, poszukają sobie innego zajęcia* (powinienem chyba w tym zdaniu, zastąpić czas przyszły teraźniejszym, prawda?).
Mogą się pojawić (tu puszczam nieco wodze wyobraźni) zegarki, nie wskazujące niczego, tylko do cieszenia wzroku i słuchu swym działaniem. No, sam bym taki chciał mieć.
* Austriacki producent zegarków wziął się za wytwarzanie najmniejszego w świecie rewolweru (alarmowy, 6 strzałowy, kaliber 2mm, 40x28 mm) o nazwie „Xythos”
PS. Nie pamiętam, czy już tego kiedyś nie cytowałem. Ale w końcu staruszkom wolno się powtarzać.
Spotkanie Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków podsunęło mi futurologiczne pytanie o przyszłość zegarka mechanicznego. Aby próby odpowiedzi miały sens, należy uciec się do analogii.
Byliśmy lub jesteśmy świadkami śmierci systemów i urządzeń, które długi nieraz czas uważano za niezbędne – napęd parowy, transport konny, fotografia konwencjonalna, zapis magnetyczny, telegramy, budki telefoniczne, pilotowany samolot wojskowy i wiele innych.
Ich funkcje zostały przejęte przez inne, dostępne dzięki nowym technologiom.
Choć może się wydać dziwne, analogią dla zegarków mechanicznych wydaje mi się transport konny.
Transport towarów, który zniknie z powszechnego użytku kiedy wyginą ostatnie chłopskie koniki, znalazł sobie nisze- pozostaną jeszcze długo perszerony rozwożące piwo i wojskowe muły gdzieś w górach. Można to porównać z zanikiem powszechnych niegdyś zegarów wieżowych, kościelnych, miejskich i fabrycznych, ważnego ongiś wskaźnika pory dnia, ich czas bowiem się skończył. Domowe zegary, czy to stojące, wiszące czy kominkowe, pełnią dziś głownie rolę dekoracyjną, niezależnie czy kryją mechanizm, czy jego kwarcową imitację.
Koń - jeszcze do niedawna, środek lokomocji, stał się podmiotem różnych dziedzin sportu i rekreacji. Ośmielę się twierdzić, że podobny los czeka, a właściwie już spotkał zegarek mechaniczny.
Jedynie pół żartem stwierdzę, że rozwija się zegarmistrzostwo sportowe (w którego wielu konkurencjach Franck Mueller jest dziś mistrzem świata). Bite są rekordy komplikacji, miniaturyzacji, estetyki, dokładności oraz ceny. Są one celem samym w sobie, jak we wszystkich dyscyplinach sportu (jakie jest użytkowe znaczenie rzutu okutym kijem albo ciężarkiem na łańcuchu, czy skierowania we właściwą stronę takiej czy innej piłeczki albo krążka, skoków i piruetów na podłodze czy lodzie – oceniany jest kunszt, wyrażony przez jakiś wymiar albo wrażenia estetyczne fachowców). Dowodem na taki „sportowy” charakter zegarka mechanicznego, jest to, że wszystkie wymierne efekty jego działania są rozumiane jako wyczyn i jako taki oceniane, a ich znaczenie praktyczne bliskie zeru jako łatwiej i taniej osiągalne w inny sposób.
Godzien podziwu zegarek, który bez użycia elektroniki i interwencji zewnętrznej przez najbliższe sto lat powie nam jaka dziś data i dzień tygodnia jedynie w części dorówna znalezionym w internecie programom (nie wspomnę już o tym, że tylko w stanie ciężkiego upojenia alkoholowego można nie pamiętać jaki mamy rok i czy jest przestępny, a wtedy i tak mogą wystąpić trudności z odczytem odnośnych wskaźników – założywszy, oczywiście, że zabrany na imprezę zegarek nie uległ destrukcji).
Reasumując – zegarek mechaniczny ma szansę przetrwać jako obiekt „wielkiego sportu” (Wspaniały rekord świata – zegarek o 98 komplikacjach, przy grubości 2 mm – owoc 20 lat pracy zespołu Chin Ludowych!) – odpowiednik olimpijskich konkurencji hippicznych, symbol statusu (jak konie arabskie amerykańskich milionerów) i wreszcie – rekreacji (fascynatów – zrzeszonych lub nie).
Podobnie jak w przypadku rzemiosła „okołokońskiego”, niewielka liczba producentów „zaczepi się” przy wielkim sporcie i zegarkach „pseudosportowych” dla bogaczy, znacznie większa grupa – przy rekreacji, a inni – coż, poszukają sobie innego zajęcia* (powinienem chyba w tym zdaniu, zastąpić czas przyszły teraźniejszym, prawda?).
Mogą się pojawić (tu puszczam nieco wodze wyobraźni) zegarki, nie wskazujące niczego, tylko do cieszenia wzroku i słuchu swym działaniem. No, sam bym taki chciał mieć.
* Austriacki producent zegarków wziął się za wytwarzanie najmniejszego w świecie rewolweru (alarmowy, 6 strzałowy, kaliber 2mm, 40x28 mm) o nazwie „Xythos”
PS. Nie pamiętam, czy już tego kiedyś nie cytowałem. Ale w końcu staruszkom wolno się powtarzać.
Tak wyglądała Zina aka Zinajda.
:
+10000000
Mam dokładnie to samo zdanie.
Zinajda napisał/a: |
Bite są rekordy komplikacji, miniaturyzacji, estetyki, dokładności oraz ceny. Są one celem samym w sobie, jak we wszystkich dyscyplinach sportu |
+10000000
Mam dokładnie to samo zdanie.
:
Odpowiedz do tematu
To tak jak każdy sport - np. Formuła 1