u mnie pierwszy był Poljot. Kupiony przez Staruszka, kiedy do szkoły szedłem. 17 kamieni, datownik i 20 mikronów powłoki. To ostatnie zapamiętałe, bo kiedy po kilku latach dostał go w łapy zegarmistrz (ponoć najlepszy w mieście), zdarł warstwę pozłoty z wnętrza koperty i właściwie od wizyty u tego Pana zegarek przestał chodzić. Poszukiwania w domu rodzinnym nie wskazały aktualnego miejsca pobytu, a przeglądanie allegro i zatoki nie wykazuje modelu podobnego do zakodowanego w pamięci, niestety...
Później był wypasiony pancerny kwarc przywieziony przez stryja z Moskwy przy okazji wyjazdu na olimpiadę. I ten zegarek nie przeżył kolejnej wymiany baterii – gdyż rozkręcałem go namiętnie
Potem reanimowana niedawno dewizka Wostoka, później szwajcar z polskim rodowodem stracony w bolesnych dla mnie okolicznościach, mój pierwszy Swatch model GB180 – skradziony przez pracownika. A dzisiaj, dzięki forum, mam hopla na kwadratowe Poljoty