Odkopię, bo...
Znów dokopuję się teraz w Internecie wszystkiego, co dotyczy Orange Watch Company. I znalazłem szerszą informację o tym, co napisałem na początku.
Generalnie facet ma pecha. Jest niezłym zegarkowym zapaleńcem. Z tego, co czytam, to ma jedną z największych w Australii kolekcji zegarków. W 2009 roku postanowił otworzyć sobie swoją markę zegarkową i robić milsuby. Wszystko zapowiadało się pięknie. Jego projekt Milsuba zajął drugie miejsce na liście najlepszych diverów "boutique brands". Potem znana także w Polsce firma telekomunikacyjna zakazała mu używania nazwy Orange. Przyjął więc nazwę OWC (Orange Watch Company). Zmienić nazwę nie problem. Problem był w tym, że musiał zamówić nowe tarcze, nowe bransolety, nowe gadżety. Potem okazało się, że ETA zrobiła go na szaro...
Był rok 2009. Eta, która obiecała mu dostawę 2824-2, stwierdziła, że wycofuje się z dostaw dla małych producentów. "Nie mam pańskiego płaszcza i co mi pan zrobi?".
Orange wtedy myślało, że z punktu widzenia biznesowego niezrobienie zegarka "swiss made" to samobójstwo. Zaczął więc szukać dostępu do Et. Ktoś mu podsunął namiar na firmę działającą w szarej strefie. Firma reklamowała się, że dostarczają Ety praktycznie wszystkim małym producentom, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz Szwajcarii. Orange się skusił. Zamówił pierwszą partię 20 mechanizmów. Co się okazało? Z tej partii 5 egzemplarzy było autentycznych, a 15 to były podróbki. Pytanie do firmy: o co chodzi? Firma odpowiada: ale że się pan obudził! Przecież to tajemnica poliszynela! Na co żeś pan liczył, jeśli fabryka ETy powiedziała wyraźnie, że mechanizmów nie dostarczy? Chyba żeś pan nie myślał, że dostaniesz mechanizmy ze Szwajcarii? Facet jednak na to wyraźnie liczył...
Orange przyznaje wprost, że to było frycowe, które musiał zapłacić za osiągnięcie wiedzy, która była mu potrzebna do otwarcia swojej manufakturki. Nie chce wymieniać nazwy, ale pisze wprost, że 99 procent "boutique brands" ma Ety z chińskich fabryk Ety, a jeśli jeszcze mocniej chcą zejść z ceną, to kupują od Chińczyków podróbki Ety. Z tym że w sumie to też nie są podróbki, bo po prostu są bite na tych samych maszynach, tylko nie wciągane do ewidencji.
Za podzielenie się tą wiedzą Orange został wyrzucony z wus. Ciekawe, prawda?
Facet w końcu doszedł do wniosku, że jeśli i tak jest skazany na Chińczyków, to lepiej jak po prostu zacznie wsadzać ich auentyczne werki. Nawiązał więc współpracę z Sea-gullem. Stwierdził, że normalnie przywitał go inny świat. I kulturowo, i technicznie...
Ciekaw jestem kiedy wyjdzie na jaw prawda o tej szarej strefie. Kilka dni temu ukazała się na wus informacja, że do Steinhartów wsadzają Ety chińskiego pochodzenia...