|
Czwarty Wymiar ...world wide watches... |
|
Zegarki Vintage - Poprawianie po "kowalu"
pmwas - 2015-08-30, 12:08 Temat postu: Poprawianie po "kowalu" Witajcie!!!
Tematem dzisiejszej prezentacji jest zmęczony życiem Elginek z około 1910 roku. Jest to duży mechanizm (rozm. 18 model 8), do tego w dużej, nawet jak na ten rozmiar, kopercie wykonanej ze stopu niklu. Model 8 to duży mechanizm zaprojektowany na potrzeby produkcji nowoczesnych, wysokiej klasy chronometrów - produkowano 3 wersje, 18 kamieniową B.W.Raymond, 21-23 kamieniową Father Time oraz topową, 23 kamieniową - Veritas. Wszystkie 3 wersje cechowała świetna jakość wykończeń tak płyt jak i części oraz fabryczna regulacja w 5 pozycjach, by zegarki spełniały wymogi amerykańskich linii kolejowych. Do ustawiania godziny służyła oczywiście dźwignia. Dzięki zastosowaniu dużego bębna sprężyny uzyskano wyższą rezerwę chodu. Widoczny tu mechanizm Father Time to najładniejsza wersja z taką sygnaturą, z pięknie stylizowanymi, złotymi napisami, diamentowymi nakrywkami w łożyskach balansu, złotymi oprawkami rubinowych kamieni (po stronie górnej) oraz z "odwróconym", bezpiecznym bębnem sprężyny.
Rozwiązanie to polega na tym, że gdy nakręcamy sprężynę zegarka, obraca się cały bęben, natomiast wewnętrzny koniec sprężyny napędza centralny wałek połączony z pierwszym kołem przekładni chodu. Dzięki temu w razie pęknięcia sprężyny cała siła uderzenia idzie w mechanizm naciągowy, a nie na przekładnię chodu i wychwyt. O tyle lepsze od jednokierunkowej zębatki na kole centralnym, ze ta druga czasami potrafi się zapiec i traci swoje właściwości.
Jak widać, zegarek nie miał łatwego życia. Dekiel ma podłużne pęknięcie na około 1/4-1/3 obwodu. Szkiełko zamocowano uderzając w brzeg lunety co ok 5mm, a wskazówka sekundowa, króciutka i na okropnej, dorabianej tulejce wygląda okropnie, ale to najmniejsze z wad zegarka. Podstawowym problemem jest balans - nie całkiem płaski, na naprawianej, za krótkiej osi i z krzywym włosem. Jak się okazuje ostatni zwój spirali wygięty jest w górę dużo przed fabrycznym zagięciem, co powodowało ocieranie górnego zwoju o półmostek balansu... Z tego wynikają kolejne "znaleziska" - wygięty w dół mostek balansu (!) oraz zeszlifowany półmostek kotwicy z oprawką kamienia nakrywkowego, bo balans się ocierał (!!!). Ponadto - jak mniemam - ten sam majster "poczęstował się" chyba złotymi wkrętami balansu, bo jakkolwiek balans wygląda na oryginalny (nr seryjny może się zgadza, ale cieżko go odczytać), wkręty są mosiężne. I jeszcze jest jakiś lut na obręczy przy ramionach, żeby zwiększyc masę... Fuj! Dodatkowo mamy tu także nieco zgięty górny czop osi balansowej i przerzutnik (metalowy, wlutowany).
Na zdjęciu poniżej - poprawiłem włos. Nie jest idealny, ale by już tyle razy gięty, że jak poprawiam jedno, psuję drugie i tak wypracowałem idealny kompromis... Jak widać ostatni zwój, przedtem wygięty w górę, teraz jest wygięty minimalnie w dół, ale już naprawdę mam tak dość tego włosa (godzinę mi to zajęło!!!), że zostawię jak jest. Pracuje zupełnie przyzwoicie, zwoje nie dotykają się wzajemnie, ani tez okolicznych elementów mechanizmu, odstępy są równe - musi tak być.
Skrzywiony czop dał się łatwo wyprostować - stosuję rozgrzaną (porządnie) pęsetę filatelistyczną - płaska, szeroką i dość miękką zarazem, więc siły nacisku są małe i czop z reguły powolutku się prostuje. Czasem zdarza się oczywiście złamać, ale z reguły idzie pięknie )
Druga sprawa - półmostek kotwicy. Teoretycznie najlepiej byłoby kupić nową nakrywkę i podmienić, ale znów - balans by obcierał, a nie mam ochoty brać się za wymianę osi, prostowanie półmostka balansu... Swoje już to wycierpiało i jak pracuje przyzwoicie (choć nie idealnie poziomo), to nich zostanie. Także wypolerowałem oprawkę kamienia razem z zeszlifowanym końcem półmostka, najpierw zgrubsza (tak, to wiertarka udarowa ), potem do połysku. na szczęscie oprawka okazała się złota, a nie złocona Łożysko i tak musiałem rozłożyć, żeby usunąć pastę polerską, ale chciałem wypolerować też nierówny brzeg półmostka, co się zresztą fajnie udało...
Perfekcyjne to łożysko już nigdy nie będzie, ale jest "o niebo" lepiej
Pierwotnie chciałem w tym miejscu zakończyć sprawę, ale skoro juz tak dużo wymontowałem, to wykręciłem jeszcze parę śrubek i rozebrałem mechanizm "do rosołu".
O dziwo miałem pewien problem z wymontowaniem mostka 4 koła przekładni i koła wychwytowego, co zapowiadało problemy...
jak widać - wykończenia niczego sobie. Tak główna płyta (z obu stron, "lustrzana" polerka na elementach stalowych, przykręcane szatony pod tarczą), jak bęben sprężyny (też z obu stron) oraz koła przekładni i mostki (ale te juz tylko od góry).
Warto zauważyć również lustrzane wykończenie bocznych powierzchni mechanizmu.
Widoczne, górne powierzchnie kół mechanizmu zostały pozłocone, a kanty pięknie przeszlifowane. Podobnej obróbce poddano stalowe elementy wychwytu.
Przerzutnik oczywiście podwójny, palety szafirowe (nie wiem dlaczego - Amerykanie w topowych mechanizmach stosowali palety z szafiru, który teoretycznie nie różni się od rubinu pod względem właściwości. Niektórzy producenci nawet zamieszczali stosowna informację na płytach...).
W przebiegu poprzedniej "naprawy" zniknęła sprężynka zwiększajaca precyzję pracy elginowskiego regulatora chodu (spodnia strona mostka balansu), wkręty są mosiężne, tu nawiercone, tam podpiłowane, trochę cyny gdzeniegdzie - beznadziejna taka robota...
Zwłaszcza, ze założę się, że fabryczny zestaw był idealny, tylko się komuś "spodobał".
Do tego widać uszkodzone, mocowane na siłę dolne łożysko balansu (niestety nie mam żeby wymienić ) oraz mnóstwo odcisków palców na stali.
Majster co się zowie
Stalowe elementy remontoir'u - typowe dla amerykańskich zegarków z tamtej epoki - beczka i półbeczka na połowie wałka mocowanej w mechanizmie.
Na szczęscie odciski palców dały się łatwo usunąć - nie skorodowało.
Montaż takiego mechanizmu przebiega typowo. Nie wiem natomiast dlaczego, ale wspomniany mostek 4 koła przekładni i (co gorsza) wychwytu nie wskakuje na miejsce tak lekko jak powinien. Być moze zegarek upadł i ma tam jakies minimalne wypaczenie kształtu płyty (nie widzę), ale nawet "na sucho", bez kół potrzeba sporo siły by wcisnąć go na miejsce, w sam raz tyle ile trzeba by wyłamać czop osi koła wychwytowego.
Próbowałem kilka razy założyć go i zdjać, ale nie pomogło. Rozwiercać ładnie wykończonych otworków (ani opiłowywać bolców) nie chciałem, więc przez pół godziny, klnąc na czym świat stoi, walczyłem z jednym mostkiem (!). Koniec końców udało się go zamontować nie uszkadzając czopów, ale co się uszarpałem, to moje.
Jak mostek już siedział mocno na płycie głównej, chciałem sięgnąć pęsetą po śrubkę, ale ręce mi się tak trzęsły, że musiałem zrobić przerwę - KOSZMAR!!!
Dalej już było dośc łatwo...
Wydaje mi się, ze jedna z palet jest nieco za głeboko osadzona w kotwicy, no i zostało jeszcze pęknięte łożysko balansu, ale tego już nie ruszałem. Palet z zasady nie tykam, a łożyska balansu akurat ne mam. Nie ruszałem też wlutowanego przerzutnika, bo co niby mam z nim teraz zrobić???
Niemniej - jest postęp, i to spory. Zegarek chodzi. Jak na jego stan nawet zaskakująco dobrze.
Widać Elgina nie tak łatwo wykończyć, mimo iż ktoś bardzo się starał
Acha, porządny, ładny sekundniczek na koniec
Tarcza - o dziwo, niemal idealna...
Oczywiscie przepraszam, jeśli uraziłem jakiegoś kowala... Tak się mówi, po prostu, nic więcej
Spam - 2015-08-30, 12:19
...nie dręcz duszy
...półmostek to ci świetnie wyszedł
Enkil - 2015-08-30, 12:23
Świetna robota i bardzo pouczajacy post.
Chętnie takie czytam, dzięki
pmwas - 2015-08-30, 12:25
Ten półmostek to mnie ucieszył. Wyglądało jak stosunkowo świeżo szlifowany, niezaśniedziały mosiądz, a okazało się, że to dawno szlifowane złoto
Widac zresztą, ze zeszlifowany brzeg samego półmostka zdążył ot tamtego czasu już sciemnieć...
Także robota stara (za to efekt po wsze czasy ).
Fajnie, że udało się tak to wyrównać i wypolerować - widać, że kształt jest nie ten i otwór trochę jajowaty, ale w porównaniu z tą 'kupą' co tam była - wygląda genialnie
Spam - 2015-08-30, 12:51
...a to całe ułożyskowanie osi bębna sprężyny i mocowanie koła naciągoweg... widać, że to pancerna maszyna...
pmwas - 2015-08-30, 13:23
Teraz dopiero widzę, że 2x mi się jedno i to samo zdjęcie wkleiło
Tyle razy to oglądałem, przeklejałem itp...
Dobre
Jacek. - 2015-08-30, 14:02 Temat postu: Re: Poprawianie po "kowalu" Ładna bestia; zawsze uwazałem, że 18 linii to właściwy rozmiar dla zegarka
No i, jak widzę, kawałek roboty z nim był. Najcięższy wycisk dostaje się od takich, co to "wyglądają na całe, tylko oczyścić i ośkę wymienić".
pmwas napisał/a: |
Rozwiązanie to polega na tym, że gdy nakręcamy sprężynę zegarka, obraca się cały bęben, natomiast wewnętrzny koniec sprężyny napędza centralny wałek połączony z pierwszym kołem przekładni chodu. Dzięki temu w razie pęknięcia sprężyny cała siła uderzenia idzie w mechanizm naciągowy, a nie na przekładnię chodu i wychwyt. O tyle lepsze od jednokierunkowej zębatki na kole centralnym, ze ta druga czasami potrafi się zapiec i traci swoje właściwości. |
No tak, teraz pęknięcie sprężyny napędowej brzmi prawie jak opowieści owczej babci, ale wtedy było częstsze niż jakiekolwiek inne awarie.
Cytat: | O dziwo miałem pewien problem z wymontowaniem mostka 4 koła przekładni i koła wychwytowego, co zapowiadało problemy...
(...)
Próbowałem kilka razy założyć go i zdjać, ale nie pomogło. Rozwiercać ładnie wykończonych otworków (ani opiłowywać bolców) nie chciałem, więc przez pół godziny, klnąc na czym świat stoi, walczyłem z jednym mostkiem (!). Koniec końców udało się go zamontować nie uszkadzając czopów, ale co się uszarpałem, to moje. |
Te naprężenia mogą z czasem gdzieś się ujawnić. Warto by obejrzeć bolce i otwory mikroskopem.
Cytat: | Jak mostek już siedział mocno na płycie głównej, chciałem sięgnąć pęsetą po śrubkę, ale ręce mi się tak trzęsły, że musiałem zrobić przerwę - KOSZMAR!!!
|
"Est modus in rebus! - rzecze na to Zagłoba - trzeba co najwięcej wina pić: oleum, jako lżejsze, zawsze będzie na wierzchu, wino zaś, które i bez tego idzie do głowy, poniesie ze sobą każdą cnotliwą substancję."
Reasumując - efekt wart szarpaniny.
Gbu.
pmwas - 2015-08-30, 14:21
Jeszcze raz zdjąć ten mostek ??? Nigdy! Skończę "u czubków"
Jak brat uszłyszał w pewnym momencie (przepraszam najmocniej) "cozach...iapier...naku..ajegomać!" (jednym tchem) to ciężko się zdziwił...
Ale za to jak przestałem, to mi się ręce zaczęły tak trząść, ze naprawdę nie umiałem pęsetą śrubki chwycić, a podczas montażu - jak skała. Istny rynsztok i aż mi głupio, ale gdzieś te nerwy muszą ulecieć - jak nie w postaci drżenia, to werbalnie - różnie można. Przynajmniej nikt nie zginął, a i mechanizm cały
Jacek. - 2015-08-30, 14:26
Odwagi! Zbrojny w antidotum dr Zagłoby na pewno dasz radę
Gbuhajbejowicz.
pmwas - 2015-08-30, 14:47
Olśniło mnie! Zepsułem zegarek!
Jak go kupiłem, z tym włosem ocierajacym się o półmostek, to chodził względnie dokładnie, a teraz... katastrofa! około -1,5 do -2 minut we wszystkich pozycjach!!! Tak to jest, jak się amator weźmie za poprawianie wizjonera
Ciekawe, że wg Kello odchyłki pozycyjne nie są dramatyczne, pomimo znacznych różnic w amplitudzie...
Zastanawiam się, czy te odchyłki to bardziej balans, czy bardziej ew. luzy w wychwycie???
Spam - 2015-08-30, 14:52
...i po co ci to było weź tam palcem przygnij ten włos... będzie chooooodził
pmwas - 2015-08-30, 14:57
Można też tak wygiąć, zeby się zwoje stykały, zaraz ruszy z kopyta
A tak serio - pamiętam podobny problem w moim pierwszym Elginie. Elginek miał (wciąż ma) zardzewiały włos, a - nie wdając się w rozkminianie szczegółów - rdza na włosie = wolniejszy chód. I tak przy regulatorze na plus miał jakies -5 minut na dobę.
Zaniosłem do "majstra" (skądinąd bardzo miłego, ale marnego) żeby poprawił, to potrzymał kilka dni i z dumą ogłosił, że zrobił.
Chodziło toto faktycznie jakby szybciej, ale z małą amplitudą i wydawał dziwne odgłosy jakby dzwonienia z tarciem o metal - takie...
W powiększeniu - najbardziej zewnętrzny zwój włosa został odgięty w dół tak, żeby dotykał ramienia balansu. I chodziło to szybciej
Oczywiście poprawianie tego zajęło mi (tylko i aż) pół godziny (co było dla mnie wowczas ogromnym sukcesem - majstrowałem przy włosie 2 raz w życiu).
Na szczęście idealnie zidentyfikowałem miejsce gięcia i delikatnie, kroczek po kroczku, z "duszą na ramieniu" je wyprostowałem. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem swojej pracy - nie widać
Oczywiście całą regulację diabli wzięli - ostatnio w końcu wymieniłem dwa wkręty na ciut lżejsze i hula aż miło *
* wiem, że wymienianie wkrętów może spierniczyć wyważenie balansu, ale w tych zabytkach az tak się tym nie przejmuję. Nie cierpię tylko ruszać "kolejowych" balansów, fabrycznie idealnych, z pięknymi, złotymi wkrętami... reszta, jak "wali -5 czy -10 minut na dobę, co mi tam po wyważeniu? I tak większość ma juz podpiłowane, czy powymieniane wkręty...
Jacek. - 2015-08-30, 15:06
pmwas napisał/a: | Ciekawe, że wg Kello odchyłki pozycyjne nie są dramatyczne, pomimo znacznych różnic w amplitudzie...
Zastanawiam się, czy te odchyłki to bardziej balans, czy bardziej ew. luzy w wychwycie??? |
Mimo iż "przez telefon strasznie kijowo widać", najpierw przyjrzałbym się balansowi.
G.
[ Dodano: 2015-08-30, 15:08 ]
--
BTW zadziałaj naukowo: na chronokomparator drania.
G.
pmwas - 2015-08-30, 15:08
Nie, nie - chodzi mi o to, ze z takim balansem spodziewałbym się większych odchyłek pozycyjnych, a te są względnie niewielkie (przynajmniej wg faktycznie takiego sobie Kello).
Oczywiście, że balans jest pewnie ciut za ciężki, albo to wina podrdzewiałego włosa...
Nieważne, -2 to jeszcze mieści się w moich normach dla starego dezela. Mój kolejowy Hamilton ma -15, bo ma nieoryginalny włos, niestety, a jedną parkę pięknych, złotych wkrętów już mu wywaliłem i szkoda mi kolejnej, więc też jakoś to znoszę
Jak się kocha, to się wiele wybacza, im bardziej tym więcej, mam rację???
Jacek. - 2015-08-30, 15:13
Jak najbardziej
Gbórq.
pmwas - 2015-08-30, 15:18
Z grubsza mam takie normy dla zegarków (pomijając oczywisty fakt, że im mniej tym lepiej)
1. Nowy zegarek do noszenia, którego nie lubię: +-15s to dużo i mnie wkurza... bo w ogóle cały mnie wkurza, nie wiem, po co go kupiłem i jeszcze chodzi niedokładnie
2. Nowy zegarek do noszenia, który lubię: +-15s ujdzie
3. Nowy zegarek do noszenia, który uwielbiam: nie mierzę, byle bym nie musiał codziennie ustawiać (i w tym mechanizmie Prim niestety musiał zostać otwarty i podregulowany )
4. Stary zegarek do kolekcji, którego nie lubię: mam to w nosie, najwyżej pójdzie na części
5. Stary zegarek do kolekcji, który lubię: Jak po całym dniu nie widać ewidentnej odchyłki - może być
6. Stary zegarek do kolekcji, który uwielbiam: j/w, ale jak "zrobi" 15 minut, to niech mu będzie...
7. Stary dezel na tyle rzadki, że szkoda rozbierać: byle chodził tak mniej więcej z fabryczną częstotliwością, więcej nie oczekuję (co nie znaczy, ze nigdy się nie staram, bo jak balans jest juz mocno nadwyrężone czy modyfikowany, to nie szkoda w nim grzebać ewidentnie fabryczny zestaw wkrętów staram się zostawić, choć czasem żywcem się nie da ).
8. Czasami zegarek jest na tyle ładnie zachowany, lub na tyle rzadki, że toleruję fakt, że w ogóle ledwo chodzi, czy tylko w jednej pozycji... Nie lubię mechanizmów niekompletnych i częściowo rozmontowanych (np balans osobno), ale niechodzące też mogą być, jeśli "jako całość" są z punktu widzenia kolekcjonera ciekawe...
Wyjątek stanowią zegarki, które czasem noszę - te staram się wyregulować tak do tej minuty czy góra dwóch...
Zważywszy że prezentowany Elgin to kategoria siódma, nie będe go dalej niepokoił, chyba że mnie najdzie ochota żeby sobie poćwiczyć
Woj_Woj - 2015-08-31, 14:58
Nie potrafię nic sensownego napisać ... boleśnie zazdroszczę umiejętności
... no i ta godna podziwu determinacja ... choć tej, to już zazdroszczę trochę mniej
pmwas - 2015-09-02, 21:33
Woj_Woj napisał/a: | Nie potrafię nic sensownego napisać ... boleśnie zazdroszczę umiejętności
... no i ta godna podziwu determinacja ... choć tej, to już zazdroszczę trochę mniej |
Nie przesadzaj z umiejętnościami, jak to samouk z podstawowym zestawem narzędzi, czasem coś mi wyjdzie, czasem wprost przeciwnie - o wiele za często muszę "łatać" to, co sam zepsuję...
Niestety w Polsce jak się idzie do zegarmistrza z amerykańcem, który wymaga czegoś więcej niż tylko czyszczenia i smarowania, z reguły albo odchodzi się "z kwitkiem", albo co gorsza zegarmistrz się podejmie i podorabia, poprzerabia, tu przeszlifuje, tam podogina, byle jakoś to działało...
Niestety tak właśnie został zdewastowany mój Illinois 106. .Pan Grzegorz Safinowski w mkońcu go naprawił przyzwoicie, ale wyjściowo mechanizm miał tylko do wymiany oś balansu i kotwicy. nic więcej. Gdybym go kupił teraz, a nie te 7 czy 8 lat temu, byłby obecnie w dużo lepszym stanie niż jest - dwie części z ebaya, jedną wkręcić, drugą zanitować i mechanizm jak nowy.
A tak - płyty po idiotycznej polerce, mostek balansu wygięty w górę, potem odgięty z powrotem, nieoryginalny włos, chód niedokładny, podkładki pod łożyskami, metalowy, gruby przerzutnik - masakra . Naprawdę trzeba było tylko dwie ośki wymienić
Także nauczyłem się pewnych rzeczy z konieczności, kupiłem kilka narzędzi, bo i tak naprawiając wrak robię mniejszą demolkę niż standardowy polski zegarmistrz.
I oczywiście - nie musze płacić, bo w przypadku niektórych zegarków już sam koszt trup+częsci przekracza wartość mechanizmu po naprawie i robię to tylko "dla sportu". A gdyby doliczyc kilkaset pln za trudną robotę - strach się bać.
Inna sprawa, że jak juz coś fajnie wyjdzie - bardzo mnie cieszy i to przyjemne, choć kosztowne i mało opłacalne hobby
Za 106-tkę zapłaciłem łącznie przez kilka lat chyba ze 2000zł. Licząc wszystko - naprawy, poprawki, kopertę... A wartosć... może 600, może 800 przy "dobrych wiatrach". Taki biznes...
|
|