|
Czwarty Wymiar ...world wide watches... |
|
Pogadajmy o... - Kilka pytań do "starszych" zegarkomaniaków ^
Darecki - 2010-08-15, 11:27 Temat postu: Kilka pytań do "starszych" zegarkomaniaków ^ Rozmawiając niejednokrotnie ze swoimi wykładowcami zauważyłem na ich nadgarstkach przeróżne zegarki. Są to piękne vintage'owe Omegi, Longines'y ..., Ci "młodsi" noszą Roleksy, również Omegi ale te z nowszych bądź teraźniejszych kolekcji, są też tacy u których widziałem np. Perfecta czy Adriaticę Ja mam kilka pytań odnośnie tej pierwszej grupy. Otóż weźmy sobie na stół taką Omegę
Jest to piękny model z końca lat 70. Czy w tamtych czasach taką Omegę łatwo można było kupić tak jak powiedzmy teraz? Idziemy i po prostu kupujemy? Przecież jedzenia brakowało a co tu dopiero o takiej Omedze mówić? Czy cena jej była również zaporowa (np dla mnie) jak aktualne modele tej firmy? Czy dostęp do takich towarów miał każdy? Czy nie były to towary dla ludzi z wyższych sfer tzn. z wyższym wykształceniem, z pochodzeniem? I na koniec dzisiaj mamy dealerów, przedstawicieli, wszystko praktycznie można kupić na miejscu, czy wtedy tą Omegę można było kupić w Polsce czy trzeba było się fatygować do Szwajcarii?
Trochę tych pytań jest ale myślę, że kumotrzy, którzy interesowali się już zegarkami kilkadziesiąt lat do tyłu poradzą sobie z nimi bez problemu
Blaz - 2010-08-15, 11:57
Generalnie zegarki z tzw. wyższej półki były w PRLu dostępne. Tylko że nie dla wszystkich. Przede wszystkim ze względu na cenę.
Można było je kupić u koncesjonowanych jubilerów za ciężką ilość gotówki. Były też do kupienia w Pewexach, czyli sklepach, gdzie można było dostać wszelkie niedostępne w Polsce towary, ale za zagramaniczne piniąchy. W takim sensie te zegarki były dostępne dla wszystkich. Kupowały je jednak głównie dwie grupy: inteligenci i tzw. badylarze. Dlaczego?
Był jeszcze obecny wtedy duch tzw. "obytego człowieka". Zegarek był dobrem świadczącym o człowieku tak samo jak książki, wiedza, savoir-vivre. Pamiętam mojego dziadka, który dorabiał sobie na boku, by kupić swoją wymarzoną Omegę i babcię, która narzekała, że traci pieniądze na zbytki.
W pewnym momencie w kręgu badylarzy i cinkciarzy zegarek stał się oznaką pewnego statusu majątkowego i prestiżowego. Najważniejsze, by zegarek był bling-bling i kapiący złotem. Wtedy właśnie bardzo wielką popularnością cieszyły się Orienty patelnie.
Generalnie według mnie oczywiście obecność pewnych zegarków była w PRLu koncesjonowana, ale też dostępność do nich nie różniła się jakoś mocno od współczesnych czasów. Oczywiście pomijając sklepy internetowe i nieskrępowaną możliwość wyjazdów do innych krajów. Struktura społeczna nabywców zegarków też się zbytnio nie zmieniła. Inteligencja ma swoją markę zegarków, komunijne elektroniki Montany zmieniły się na Perfecty, bling-bling i Orienty-patelnie zmieniły się w podróbki Rolexów i Breitlingów.
A tak w ogóle to temat przeniosę jednak do dyskusji ogólnozegarkowych.
ALAMO - 2010-08-15, 12:48
Za Gierka owszem. Sprowadzano wtedy spore partie zegarków, a jako że część była rozliczana w barterze - ich ceny były w miarę normalne. Wcześniej też były dostępne, ale ceny były bardzo wysokie przez wzgląd na róznice w sile nabywczej złotówki. Byle jaka Delbana kosztowała 2-3 razy tyle, co Wostok precyzyjny ... Atlantic mojego dziadka z mechanizmem Schielda kosztował 2200 złotych (zarabiał 600 zł), zaś Poljot de lux automat - 700 zł ...
topek - 2010-08-15, 13:15
Moge cos napisac na temat polowy lat osiemdziesiatych. Rzadzil wtedy pweien slawny general, mieso bylo "na kartki", ale zegarkow w sklepach jubilerskich do czorta i ciut,ciut.
Oczywiscie byly to zegarki radzieckie. Zeby kupic cos innego trzeba bylo sie udac do "pewexu", "baltony", sklepu dla gornikow, gielde lub lombardu. Dla przykladu "slava" automat, z data i dniami tygodnia kosztowala wtedy ponad 6 tysiecy zlotych, czyli tyle ile moja matka zarabiala w GS-ie. Atlantic worldmaster lub orient cesarski - 22- 27 tysiakow. W zaleznosci od okolicznosci, czyli tyle ile wynosilo przecietne wynagrodzenie robotnika z 10-letnim stazem w duzej fabryce. Mowie o cenach i zakupach nielicencjonowanych.
Blaz - 2010-08-15, 13:27
Napisałeś o górnikach. Przypomniałeś mi pewną historyjkę rodem z Barei. Mam rodzinę na Śląsku i paru górników w niej i na nim. Pamiętam jak w latach 80-tych mój wujek przyjechał do nas pod Bydgoszcz. Co samo w sobie było osiągnięciem, bo młodzi może nie pamiętają, że w stanie wojennym aby przekroczyć granicę województwa trzeba było mieć specjalną przepustkę.
Wujek-górnik przyjechał z... może dwudziestoma zegarkami. Byłem mały, ale pamiętam, że były ze trzy Atlantiki. Na pewno jakaś Omega. Generalnie wyższa liga. Skąd wujek to miał? Na Barbórkę mieli dostać jakąś premię pieniężną czy coś. Były jednak tzw. przejściowe trudności finansowe, które trwały oczywiście permanentnie. Górnicy w PRLu były hołubieni, więc istniała realna możliwość, że zaczną strajkować, gdy nic nie dostaną. Dyrektor kopalni postanowił zastosować tzw. barter. Miał w magazynku dużą pulę zegarków dla partyjnych bonzów. No i rozdał je górnikom w ramach rekompensaty. Wujek je zaczął skupować o tychże górników, którzy bardzo chętnie pozbywali się ich w zamian za żywą gotówkę. A wujek - kombinator jeden - sprzedawał je później w północnej Polsce i chatę dla córki wybudował.
topek - 2010-08-15, 13:36
He, he,he . Teraz to sie wydaje smieszne, ale tak wtedy bylo. Gornicy mieli swoje specjalne sklepy i mozn bylo tam zakupic cudownosci wszelkie. Oczywiscie za posrednictwem znalomego gornika
A przelicznik towarowy byl dosc ciekawy. Na przyklad : Cztery kompletne kola do "malucha" byly na gieldzie warte wiecej niz caly "maluch" wg oficjalnego cennika
salvatore.gravano - 2010-08-15, 13:50
a czy ktoś pamięta ile kosztował radziecki chronograf(szturmanskie, okean, albo poljot)i ile w tym okresie wynosiły srednie zarobki? tak zebym miał porównanie:)
Darecki - 2010-08-15, 14:01
No to aż tak dużo to się nie zmieniło. Jak ktoś miał pieniądze to i wtedy mógł kupić dobry zegarek
ALAMO - 2010-08-15, 14:06
Nie kupiłeś wtedy takich zegarków - one były dla wojska. Pojawiały się tylko "zniknięte" Chrono na rynku cywilnym wylądowały dopiero pod koniec lat '80 tak naprawdę.
Aronus - 2010-08-15, 14:37
Ktoś kiedyś napisał na KMZiZ odnośnie poljotów chronografów coś takiego:
"z noszeniem to było różnie - ale dostawali go jako zegarek służbowy (tak jak mundur, buty czy kurtkę) był ścisłego zarachowania z okresem wymiany 10 lat
a co do noszenia - w latach 80-tych był bardzo pożądany, w latach 90 i 2000 piloci nosili już inne zegarki (przeważnie elektroniki lub kwarce - taka moda była) bo ten był za cieżki i na wyższych pułapach wypadało szkiełko
mnie się udało ten egzemplarz kupić dzikim fartem gdy do jubiera na kruczą przywieźli 8 sztuk, zbierałem na niego chyba 1/2 roku i przy cenie normalnego zegarka 300-400zł, poljota z budzikiem 800zł, pensji moich rodsziców ~2200zł on kosztował 3600zł - to było jakoś w 1987r "
Nie pamętam kto to pisał, bo sobie jedynie tą informację zapisałem
iMac - 2010-08-15, 15:57 Temat postu: Re: Kilka pytań do "starszych" zegarkomaniaków ^
Darecki napisał/a: | Rozmawiając niejednokrotnie ze swoimi wykładowcami zauważyłem na ich nadgarstkach przeróżne zegarki. Są to piękne vintage'owe Omegi, Longines'y ..., Ci "młodsi" noszą Roleksy, również Omegi ale te z nowszych bądź teraźniejszych kolekcji, są też tacy u których widziałem np. Perfecta czy Adriaticę |
W biznesie, przyjmuje się, że zegarek jak się ma na spotkaniu powinien być równowartością 3 pensji, to odnoście cytatu,
A co do zegarków w latach 80 to ja na komunie dostałem Zarie damską z budzikiem, kosztowała chyba więcej niż rower...
wahin - 2010-08-15, 16:23 Temat postu: Re: Kilka pytań do "starszych" zegarkomaniaków ^
iMac napisał/a: |
W biznesie, przyjmuje się, że zegarek jak się ma na spotkaniu powinien być równowartością 3 pensji
|
A jeżeli będzie 2,5 lub 3,5 to będzie niewybaczalne faux pas?
Blaz - 2010-08-15, 16:29
Na razie zegarki na rękach naszych "biznesmenów" to rzadki widok.
Pamiętam jak po mojej Komunii, a praktycznie wszyscy dostali rower i zegarek, chwalili się zegarkami. Dlaczego nie chwalili się rowerami? W moim rodzinnym miasteczku prawie każdy miał kogoś pracującego w Romecie.
I tak się więc chwalili tymi zegarkami i chwalili. A mi było smutno, bo nie dostałem elektronika, tylko takiego złotego Wostoka, który wyglądał jak dla dziadka.
Wstyd mi za tą chwilę... Musiałem to z siebie wyrzucić...
ALAMO - 2010-08-15, 16:29
Od razu każą ci wyjść
Całe szczęście że ci ci ja się z nimi spotykam tego nie wiedzą ...
Aronus - 2010-08-15, 16:31 Temat postu: Re: Kilka pytań do "starszych" zegarkomaniaków ^
wahin napisał/a: | iMac napisał/a: |
W biznesie, przyjmuje się, że zegarek jak się ma na spotkaniu powinien być równowartością 3 pensji
|
A jeżeli będzie 2,5 lub 3,5 to będzie niewybaczalne faux pas? |
To całe szczęście, że ja w biznesie nie robię Cholercia damska Zaria z budzikiem niegdy czegoś takiego nie widziałem
iMac - 2010-08-15, 17:10
Nie należy tych wartości brać dosłownie, może być więcej może być mniej, ale pewnie nieraz widzieliście gościa w mercedesie z salonu i z perfectem na ręce...
Blaz - 2010-08-15, 17:12
No właśnie widzę to często i nie jest to miły widok...
ALAMO - 2010-08-15, 17:19
A niech sobie nosi nawet Majaka na szyi, jeśli taka jego wola
Odbywam tygodniowo kilkanaście spotkań biznesowych, z zarządami i właścicielami firm różnej wielkości (największa to 12 miliardów PLN sprzedaży, najmniejsza kilka milionów) i jedyna reguła która panuje na ich nadgarstkach to taka, że ... nie ma reguł. Kilku z nich nosi coś wogóle z jakąkolwiek świadomością, a kilku kolejnych - wszystko jedno co, żeby tylko oczojebne, i "najlepiej to co ma Kubica na tym wielkim bilbordzie". Świadomość zegarkowa w Polsce jest w zasadzie żadna.
Blaz - 2010-08-15, 17:23
Dokładnie. I to dla maniaka zegarkowego nie jest miły widok...
Zresztą po Charlesie Delonie za 899 PLN nic mnie już nie zdziwi.
Z lat PRLu pamiętam jeszcze w jakimś sklepie jubilerskim kieszonki. Nie do końca jestem w stanie powiedzieć na pewno, ale chyba to było coś na Mołni.
wahin - 2010-08-15, 17:23
Alamo odwal się od moich majaków, żadnemu kapitaliście ich nie oddam
ALAMO - 2010-08-15, 17:27
Kiedy ja myslałem o moim Majaku
topek - 2010-08-15, 19:22
No to tak dla mlodszego pokolenia Kilka cenowych przykladow z polowy lat 80-tych
Flaszka 'czystej' - oklo 1000zl
1dolar USA - okolo 1000zl
Parowki cienkie 1kg- 220zl
Przecietna cena zegarka[ radzieckiego] w sklepie - 4500zl
Magnetofon szpulowy 'Aria" - 55000zl
Aparat fotograficzny "Zenith 12XP" - 32000zl
Przecietny zarobek robotnika w duzej fabryce - 25000zl miesiecznie
Turecke jeansy na bazarze - 15000zl
Zegarek "elektronik" typu "7 melodies" - 7500zl
Generalnie , kiedys ludziska mieli wiekszy szcunek do zegarka. W latach powojennych byl synonimem luksusu, potem byl po prostu narzedziem do odmierzania czasu. Dzisiaj widac, ze nie byl traktowany jako bizuteria. Zdecydowana wiekszosc znanych mi ludzi nosi cokolwiek albo nic. Bo gdzie by sie nie ruszyc, to kazde urzadzenie pokaze nam aktualny czas. A jesli chodzi o tzw biznesmenow to szkoda gadac. Calkiem spora czesc tego luda , jeszcze nie wyrosla z bialych skarpetek do czarnych butow, krawata zawiazanego piec lat temu w sklepie i rozczlapanych kamaszy do garnitura
bow - 2010-08-15, 19:29
Cytując pewną reklamę:
"Takie mamy standardy".
A będzie jeszcze gorzej...
Rudolf - 2010-08-15, 23:57
równowartość ostatnich 3 wypłat .... no to u mnie nawet nie biedronkowiec
Żarty żartami mój tato dostał swojego Glashutte od swoich rodziców to rządził na dzielni taka to była "bogata" okolica .
Tomir - 2010-08-23, 13:19
Teściu swoje Szwajcary kupował w Szwajcarii. W latach 50 czy 60 kupił Atlantica, którego dostałem od niego w prezencie, i którego miałem założonego w dniu jego pogrzebu (mój ulubiony garniturowiec).
Jakoś w latach 70 w czasie kolejnej wizyty w Szwajcarii postanowił zakupić sobie Omegę. Wymyślił sobie, że kupi model kwarcowy, które to modele zdaje się wówczas wchodziły do sprzedaży. Na szczęście przytomny sprzedawca z salonu Omegi wybił mu ten pomysł z głowy. Namówił Teścia na automata, którego to zresztą kilka miesięcy temu Teść mi również sprezentował.
Ile za Omesię płacił nie pamiętam a zapytac go już nie mogę. Wiem tylko, że po przeliczeniu była to kwota kilkukrotnie przekraczająca zarobki teściowej, która była lekarzem.
ALAMO - 2010-08-23, 13:37
To i tak mało, i dowodziło że złotówka była relatywnie mocną walutą wtedy (oczywiście w odniesieniu do "potem" )
Lata '80 to czas, gdy szwajcar kupiony bezpośrednio tam wychodził jak 3-4 letnia pensja ... W PRL niezłe zarobki to było 20-25 dolków ...
Tomir - 2010-08-23, 13:47
W latach 80 to jakas masakra była. W 86 czy 87 jako 16 letnie pacholę wyjechałem do Hamburga do chrzestnej. Wuj załatwił mi pracę - pracowałem przy czymś w rodzaju wtryskarki. Praca polegała na tym, że wsypywałem granulat, klikałem na komputerku "start" i wyciagałem gotowe plastikowe foremki/miski po czym układałem je po kilkanaście sztuk, w worek i do kartonu. A więc fizyczna praca, którą mogłby wykonywać dobrze przeszkolony szympans
Przez miesiąc zarobiłem więcej niż moja Mama zarabiała przez rok pracując jako kontroler w kolejowym Biurze Kontroli Dochodów (taki kolejowy NIK) a więc całkiem niezła fuszka. Starczyłoby na zakup samochodu.
po powrocie do kraju rodzice wpłacili mi kasę na konto. Niestety przyszły lepsze czasy i Marka niemiecka tak dostała w dupę, że w 91r zarobionej kasy starczyło tylko na blisko dwumiesięczne zwiedzanie Europy autostopem
Tomek - 2010-08-23, 14:12
ALAMO napisał/a: | ... W PRL niezłe zarobki to było 20-25 dolków ... |
Tu się nie zgodzę z szanownym kolegą. $1 za PeeReLu kosztował mniej więcej 100zł (z różnymi wahaniami), $20-25 to była pensja "głodowa", średnia wtedy wynosiła ok. $50 a niezła (były takie) $100. Mowa oczywiście o przełomie lat 70/80 i pensjach zwykłych zjadaczy chleba, nie partyjnej "elyty".
ALAMO - 2010-08-23, 14:20
Istnieje subtelna róznica między "przełomem lat '70/'80" i "latami '80". Lata '80 jak sama nazwa wskazuje, zawierają w sobie zarówno rok 1980, jak i 1989 ...
Złotówka najgorzej stała na przełomie dekady.
Tomek - 2010-08-23, 14:26
W drugiej połowie lat 80-ych za $20 umarłbyś z głodu. Jako stażysta w Banku Handlowym miałem w 1985r ok. $30 miesięcznie (to była płaca minimalna), po trzech miesiącach dałem sobie spokój z karierą w komunistycznej bankowości i w prywatnym zakładzie ślusarskim dostałem pensję "na dzień dobry" ponad trzykrotnie wyższą.
ALAMO - 2010-08-23, 14:37
TomekR napisał/a: | W drugiej połowie lat 80-ych za $20 umarłbyś z głodu. Jako stażysta w Banku Handlowym miałem w 1985r ok. $30 miesięcznie (to była płaca minimalna), po trzech miesiącach dałem sobie spokój z karierą w komunistycznej bankowości i w prywatnym zakładzie ślusarskim dostałem pensję "na dzień dobry" ponad trzykrotnie wyższą. |
A nie liczysz po oficjalnym kursie ?? Bo to by się nawet zgadzało.
Pensja mojego ojca wynosiła w 1986 roku (kiedy wujas jechał do Libii na kontrakt) 25 dolców. Oczywiście po przeliczeniu na kurs czarnorynkowy, bo po oficjalnej mogłeś kupić tylko walutę jeśli jechałeś za granicę, i to jakieś grosze. Resortowa pensja, więc nie najgorsza. Pod koniec lat '80 - już około 150.
Tomek - 2010-08-23, 14:49
Nie, nie po oficjalnym. To już był ten etap w moim życiu, że kupowałem bony/dolary pod Pewexem w celu zakupu Żytniej Mazowieckiej w tej wielce szacownej instytucji. Za pierwszą moją pensję w BH (to była moja pierwsza praca) kupiłem sobie parę Wranglerów w Pewexie za $24,50, kilka paczek fajek (były, pamiętam jak dziś, po 65 centów) i kilka butelek wódki (zgodnie z zasadą łabędziej szyi) i było po wypłacie.
A co do oficjalnej ceny: mam gdzieś jeszcze swoją książeczkę walutową i bony na zakup paliwa w NRD , po 87 roku sporo jeździłem do RFN .
EDYTA: jeśli dobrze pamiętam, to każdemu ( ) obywatelowi naszego komunistycznego raju przysługiwał zakup po kursie oficjalnym kwoty $50 rocznie przy wyjeździe do państw tzw drugiego obszaru płatniczego.
Rudolf - 2010-08-23, 14:58
za pierwszą wypłatę z praktyk w liceum kupiłem sobie kurtkę skurzaną używaną .. TYLE zarobiłem
Blaz - 2010-08-23, 15:18
A ja pamiętam podróż pociągiem PKP na Śląsk celem przywiezienia wielu kilogramów serdelków. W pociągu siedziałem z ojcem i wujkiem w kiblu, bo już w Bydgoszczy (pociąg był z Gdyni) wchodząc do wagonu można było zrobić tylko kilka kroków. Z powrotem było łatwiej: za trzy serdelki konduktor ustąpił nam miejsca w swoim przedziale. Pamiętam, że razem było 50 kilo serdelek: mam liczną rodzinę i wszyscy zrobili zamówienie.
Wtedy w Katowicach - pamiętam jak dziś - naprzeciwko Dworca Głównego w takiej bocznej uliczce po lewej stronie od kładki był Pewex. Ojciec tam kupił kawę i... elektronika Montanę. Drogi był. Jaki byłem wtedy dumny, bo byłem jednym z pierwszych w podstawówce z elektronikiem na ręku.
Tomek - 2010-08-23, 15:31
Blaz napisał/a: | A ja pamiętam podróż pociągiem PKP na Śląsk celem przywiezienia wielu kilogramów serdelków. W pociągu siedziałem z ojcem i wujkiem w kiblu, bo już w Bydgoszczy (pociąg był z Gdyni) wchodząc do wagonu można było zrobić tylko kilka kroków. ..... |
Czyli, w ówczesnej nomenklaturze, mieliście podróż I klasą z miejscami siedzącymi . Ile ja się najeździłem w podobnych warunkach tzw "rzeźnią" (dla nie znających tematu: pociąg osobowy) do Zakopca w zimie czy nad morze w lecie. Np podróż do Zakopanego z Warszawy trwała ok. 18 - 22 godzin. Miejsce w kiblu czy na korytarzu (siedzące) to był luksus.
topek - 2010-08-23, 18:06
@TomekR. Ja pamietam cene dolara [pod pewexem] z lat 1986-1987. to bylo okolo 1000zl
Moja pensja wynosila 15000zl , to byla jedna para jeansow tureckich, do kupienia na katowickim "szaberplacu". Sredni zarobek w FSM to bylo 25000-27000zl. Zanim mnie do woja wzieli, troszke dolcow kupilem, zeby miec na zas. W listopadzie 1988 czesc sprzedalem po 5000zl za dolara. W 1989 we wrzesniu dolar szalal po 12000. W pazdzierniku
1989 wyszedlem z woja, sprzedalem 200 dolcow po 10000zl, a moja pierwsza wyplata po woju, za listopad 1989 , to bylo 750000zl
Pager - 2011-04-26, 22:16
Odkopie mój wujek mi opowiadał, że kupił molnie kieszonkę za 100, a zarabiał 1200. Popytam go jeszcze. Mówił też że Rosjanie przywozili zegarki na kilogramy od siebie. Nauczycie histori też opowiacał jak to się jeździło za granicę i kupowało elektroniczne zegarki na kilogramy
Svedos - 2011-04-27, 07:39
Posiadam na stanie Mołnię którą kupiłem kiedyś na ruskim bazarku za równowartość dzisiejszych 10 PLN
Aronus - 2011-04-27, 07:46
No tak, ale zależy o jakich czasach mówimy i o jakim wykonaniu. Bo pewnych molnii to ja bym nawet za 10 zł nie chciał Z drugiej strony dostałem na komunię poljota budzika i to było wtedy coś
Svedos - 2011-04-27, 07:48
To była nówka sztuka nie śmigana z pięknym okrętem na deklu.
Edyta
mam go do dzisiaj
Rudolf - 2011-04-27, 09:20
Też kupiłem na stadionie mołnie , była tak tania że mi z kieszonkowego na kieszonkę starczyło .
Pager - 2011-04-27, 16:48
Ja nie mam zadnej kieszonki, pasowało by miec
Może wujek nie czuje sentymentu
Szymek - 2011-04-27, 18:33
Mi znajomy opowiadał że, jego dziadek jeździł kiedyś do byłego ZSRR w celach handlowych , kupował zegarki i chował je w wentylatorze od nawiewu , następnie przywoził do polski i sprzedawał , póki co próbuję mu zreanimować prawie nową Slave na 3056 (odpadł jej napis kwarc) po za tym jest w świetnym stanie
bEEf - 2011-05-04, 19:48
Darecki napisał/a: | No to aż tak dużo to się nie zmieniło. Jak ktoś miał pieniądze to i wtedy mógł kupić dobry zegarek |
No nie bardzo - raczej wszystko się zmieniło. Ja pamiętam tylko lata 80-te. Wtedy pieniądze były czysto umowną kwestią, bo w sklepach nie było absolutnie nic. Proste przeliczniki cena/zarobki tego nie oddają. Nie kupowało się - się zdobywało. Kupno zwykłej srajtaśmy to była skomplikowana operacja logistyczna. Kupno szwajcarskiego zegarka, zakładając, że miało się jakimś cudem na niego pieniądze, to była by akcja o skomplikowaniu wyprawy po złote runo, angażująca wszystkie możliwe znajomości do stopnia ministerialnego włącznie Ok - jeśli ktoś miał farta i miał jakieś "wejście", to może było to osiągalne. Moja rodzina takich wejść nie miała i nie szukała - bo naprawdę były inne zmartwienia, np. zdobycie wyżej wymienionej srajtaśmy.
|
|